Discussion:
Filh. Łódzka - Agata Szymczewska pokazała niezwykły kunszt skrzypcowy !
(Wiadomość utworzona zbyt dawno temu. Odpowiedź niemożliwa.)
Piotr Sadrakula/Lodz/Poland
2009-11-06 21:19:43 UTC
Permalink
Półtorej godziny temu zakończył się w Filharmoniii Łódz-
kiej koncert, który zaczął się Baśnią Orkiestrową "Za-
czarowane Jezioro" Anatola Ladowa. Utwór był powolny,
nastrojowy, cudownie niezwykły a jego narastające brzmie-
nia mogłbyby ilustrować dobry film przyrodniczy.
Następnie skrzypaczka Agata Szymczewska z towarzyszeniem
Orkiestry FŁ wykonała Koncert Skrzypcowy A-dur op. 8
Mieczysława Karłowicza. Ten arcytrudny utwór był patety-
czny, ze śladami melodii ludowych Podhala, dawał niezwy-
kłą energię słuchaczom, a w części ostatniej następowało
cudowne przenoszenie środka ciężkości między skrzypaczką
a orkiestrą. Artystka pokazała absolutnie najwyższą kla-
sę gry na tym instrumencie, potwierdzoną bisem - jedną
z saraband J.S. Bacha, która była wręcz magiczna.
Po przerwie maestro Jerzy Salwarowski poprowadził naszą
Orkiestrę w Kaprysie Hiszpańskim N. Rimskiego-Korsakowa,
którego szybki, prawie frywolny początek długo będziemy
pamiętać. Potem nastąpiła część wolna, budująca nastrój
i szalony taniec, z pięknym solo naszego I skrzypka, bra-
wo! I genialnie zagrany finał, nie do opisania.
Koncert zakończyła II Suita Manuela de Falli "Trójgrania-
sty kapelusz", pogodny, miejscami zawadiacki utwór, bar-
dzo bogaty melodycznie, z przejmującą częścią drugą oraz
wręcz monumentalną trzecią, który bardzo spodobał się
publiczności. Braw było tak dużo, że maestro Jerzy Sal-
warowski zarządził w tym hałasie bisa orkiestrowego, po-
dał miejsce rozpoczęcia i zagrano fragment utworu bez
jednego potknięcia. Chętnie gościlibyśmy częściej ta-
kich dyrygentów, którzy przy pomocy Orkiestry i świe-
tnej solistki dają nam w prezencie takie wieczory.
Piotr Sadrakuła.
Lukasz
2009-11-11 17:43:42 UTC
Permalink
Tak sobie to czytam, czytam i czytam.... i czekam, aż doczekam się
jakiejś obiektywnej, częściowo pozytywnej, a częściowo negatywnej
recenzji. Bo na razie to wszystko wygląda na klapki na oczach i różowe
okulary.

Lukasz
bans
2009-11-12 07:38:24 UTC
Permalink
Post by Lukasz
Tak sobie to czytam, czytam i czytam....
To powoli czytasz, tu się zbyt wiele postów nie pojawia...
Post by Lukasz
i czekam, aż doczekam się
jakiejś obiektywnej, częściowo pozytywnej, a częściowo negatywnej
recenzji. Bo na razie to wszystko wygląda na klapki na oczach i różowe
okulary.
Może ja po prostu napisz? Bo póki co to rozśmieszyłeś mnie - na grupie
pojawia się jeden post na miesiąc, a ty się go jeszcze czepiasz.


PS. Ale jaki ruch generujemy, hohoho, miesięczna norma przekroczona o
300%! ;)
--
bans
Lukasz
2009-11-12 20:44:38 UTC
Permalink
Post by bans
Może ja po prostu napisz? Bo póki co to rozśmieszyłeś mnie - na grupie
pojawia się jeden post na miesiąc, a ty się go jeszcze czepiasz.
Nie jestem z Łodzi. Gdybym był, chodziłbym na te koncerty i dyskutował.
Tu gdzie mieszkam, koncertów żadnych póki co nie ma.

Ł.
bans
2009-11-13 07:29:58 UTC
Permalink
Post by Lukasz
Nie jestem z Łodzi. Gdybym był, chodziłbym na te koncerty i dyskutował.
To skąd wiesz, że naprawdę nie są świetne? ;)
--
bans
Piotr Sadrakula/Lodz/Poland
2009-11-13 22:03:06 UTC
Permalink
Nie jestem z Łodzi. Gdybym był, chodziłbym na te koncerty i dyskutował. Tu
gdzie mieszkam, koncertów żadnych póki co nie ma.
Ł.
Drogi Łukaszu,

nic straconego, powiem Ci jak zaczynałem słuchanie klasyki.
Przyjeżdżała do mojej szkoły "filharmonia", zwykle pianista
i śpiewaczka, czasem wiolonczelista. Bardzo mnie to przez
ostatnie 3 lata podstawówki rozwinęło muzycznie. Po wprowa-
dzeniu stanu wojennego nie miałem w 5-tysięcznym miasteczku
żadnych możliwości słuchania na żywo, więc kupiłem kultowe
radio PRL-u, Amatora 3 i słuchałem radiowej Dwójki.
Parę lat później, dzięki Ojcu ciężko pracującemu w Czecho-
słowacji kupiłem motor CZ 350. Był dobry na podryw ale mi
naprawdę przydawał się na wyjazdy do Filharmonii, na zmianę:
Kieleckiej, Lubelskiej, Rzeszowskiej. Marynarka do plecaczka
i w drogę i powroty w środku nocy. Ale ileż rozkoszy muz !
Będąc młodym człowiekiem, świeżo po ślubie, podróżowałem
służbowo, zaliczyłem koncerty w Rzymie, Paryżu, Wiedniu i in.
Kilkadziesiąt. Przez wiele lat słuchałem tylko radia, gdyż
powodzi mi się kiepsko, ale od tej wiosny uczęszczam w miarę
regularnie do Filharmonii Łódzkiej. I wiesz co? Tutaj, w tym
nowym budynku, w tej sali muzyka smakuje mi najlepiej. Jest
świetny zespół muzykalnych i poszukujących muzyków, wyśmie-
nici dyrygenci, także gościnni, program na ten sezon ułożony
i zakontraktowany jeszcze przez Dyr. Andrzeja Sułka, wielo-
letniego dziennikarza radiowego i prasy muzycznej. I tu na-
prawdę wspaniale odbieram, tu jest dla mnie najlepiej.

Nie mów, że się nie da, popróbuj, coś wyjdzie i posłuchasz.
Tego Ci życzę. Piotrek
bans
2009-11-16 08:08:13 UTC
Permalink
Post by Piotr Sadrakula/Lodz/Poland
Przyjeżdżała do mojej szkoły "filharmonia", zwykle pianista
i śpiewaczka, czasem wiolonczelista. Bardzo mnie to przez
ostatnie 3 lata podstawówki rozwinęło muzycznie.
U nas przyjeżdżali w liceum, jak ja tego nie znosiłem, prawie
przysypiałem, kompletnie nie zwracałem uwagi na to, co grają. Ale
zawsze jakaś lekcja wypadała, więc się ludzie cieszyli. A teraz jestem
ciekaw co wtedy nam prezentowali, bo nie pamiętam...
--
bans
Dobiasz
2009-11-16 09:59:11 UTC
Permalink
Tak sobie to czytam, czytam i czytam.... i czekam, aż doczekam się jakiejś
obiektywnej, częściowo pozytywnej, a częściowo negatywnej recenzji. Bo na
razie to wszystko wygląda na klapki na oczach i różowe okulary.
Gdyby mnie zapytano, to bym powiedział, że posty pana Sadrakuły wyglądają po
prostu na produkcję działu reklamowego Filharmonii Łódzkiej.

Tylko jaki sens ma spamowanie nieustannymi ochami i achami od dawna martwej
grupy?

Wot, zagwozdka.

D.
Piotr Sadrakula/Lodz/Poland
2009-11-16 18:26:08 UTC
Permalink
Post by Dobiasz
Gdyby mnie zapytano, to bym powiedział, że posty pana Sadrakuły wyglądają po
prostu na produkcję działu reklamowego Filharmonii Łódzkiej.
Nie jestem w żaden sposób poza określeniem "słuchacz" z Nimi związany.
Post by Dobiasz
Tylko jaki sens ma spamowanie nieustannymi ochami i achami od dawna martwej
grupy?
Wot, zagwozdka.
D.
Drogi Dobiaszu, wyobrażam sobie, że w każdym mieście filharmonicznym
pojawi się ktoś taki, kto oprócz słuchania spróbuje opisywać i będzie-
my nawzajem wiedzieć o całym kraju.
Druga sprawa, jak ktoś pisze, nie zamkną grupy. Taką mam nadzieję
i wierzę w przyszłość i rozwój.

Piotrek.
Dobiasz
2009-11-18 20:12:26 UTC
Permalink
Post by Piotr Sadrakula/Lodz/Poland
Drogi Dobiaszu, wyobrażam sobie, że w każdym mieście filharmonicznym
pojawi się ktoś taki, kto oprócz słuchania spróbuje opisywać i będzie-
my nawzajem wiedzieć o całym kraju.
Ale po co?

Jeśli odcedzić z Twoich recenzji obowiązkową dawkę ochów i achów,
którymi obdarzasz absolutnie każdego, kto gra w Twojej filharmonii, to
nie pozostaje nic, czego nie mógłbym wyczytać z programu tej
filharmonii dostępnego na jej stronie internetowej.
Post by Piotr Sadrakula/Lodz/Poland
Druga sprawa, jak ktoś pisze, nie zamkną grupy.
Jeśli to ma być jedyny sens jej istnienia, to niech ją zamkną w
cholerę.
Post by Piotr Sadrakula/Lodz/Poland
Taką mam nadzieję
i wierzę w przyszłość i rozwój.
Załóż sobie bloga. A jeśli chodzi o rozwój tej grupy, to chyba wszyscy
zaglądający tu pamiętamy, w jakim kierunku się rozwinęła. Spuśćmy na
to zasłonę litościwego milczenia.
bans
2009-11-19 08:05:46 UTC
Permalink
Post by Dobiasz
Post by Piotr Sadrakula/Lodz/Poland
Druga sprawa, jak ktoś pisze, nie zamkną grupy.
Jeśli to ma być jedyny sens jej istnienia, to niech ją zamkną w
cholerę.
Wasza znajomość zasad rzadzących usenetem jest rozczulająca...
--
bans
Dobiasz
2009-11-19 10:57:13 UTC
Permalink
Post by bans
Wasza znajomość zasad rzadzących usenetem jest rozczulająca...
A wnioskujesz o niej na podstawie czego mianowicie?

D.
Moper
2009-11-20 20:09:27 UTC
Permalink
Post by Dobiasz
Wasza znajomo¶ć zasad rzadz±cych usenetem jest rozczulaj±ca...
A wnioskujesz o niej na podstawie czego mianowicie?
Pewnie chodzi o to, że grupy się nie zamyka, tak jak forum www które
straciło zainteresowanie.Grupa istnieje sama z siebie a nie przez piszących,
ci mogą odejść a potem przyjść inni, grupa przetrwa :) Zresztą kto miałby ją
zamknąć, czy był chociaż jeden przypadek zamknięcia grupy?

Ja bym chętnie widział grupę działającą, bo nie znam żadnego dobrego forum.
Gdzie można podyskutować o muzyce, gdzie można bez wstydu popytać o co biega
w tym i w tym, podyskutować o muzyce a nie wszystkim wokoło?
2late
2009-11-20 23:34:54 UTC
Permalink
Post by Moper
Ja bym chętnie widział grupę działającą, bo nie znam żadnego dobrego
forum. Gdzie można podyskutować o muzyce, gdzie można bez wstydu popytać
o co biega w tym i w tym, podyskutować o muzyce a nie wszystkim wokoło?
Ale mowic o muzyce to jak tanczyc o architekturze wiec sa pewne granice w
publicznym ekscytowaniu sie. We wtorek sluchalem Murray'a Perahia i
widzialem reakcje ludzi ktorzy siedzieli obok mnie. Dla przykladu mlody
chlopak w rzedzie przede mna przykryl sobie glowe rekoma i tak z polowe
przesluchal jakby spal, babka obok, jak wiekszosc ludzi, nie roparla sie
wygodnie w fotelu tylko wychylona do przodu, jak i ja, z otwarta geba nie
mogla sie nadziwic jak pieknie gra. :) Ale zeby to odrazu opisywac? :)
Krotko mowiac - rewelacja.

Pozdrawiam
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
Deflegmator
2009-11-21 11:41:26 UTC
Permalink
2late wrote:

/ciach/

Na tej grupie muzykę się zubaża do wykonawstwa tylko. Stąd swego czasu
niekończące się, arcynudne gadki o kolejnej płycie z tym samym. Taki
kącik snobistycznego melomana-audiofila. Jak nie znasz co najmniej
piętnastu wykonań Pasji Buxtehudego, to jesteś zerem. Szkoda, że o
samej pasji ani słowa od lokalnych guru byś nie usłyszał. Bo tylko
pieprzyć o "interpretacji" i innych jelitach w skrzypcach potrafili.
Oraz o, jakże istotnych dla najwyższej ze sztuk, różnicach między
trzeszczącym analogiem a odhumanizowanym CD. Cieszyłem się bardzo, jak
ta grupa powstawała, ale momentalnie sie rozczarowałem, kiedy
zobaczyłem, o czym się tu dyskutuje. Dalej nie ma miejsca w sieci na
rozmowy o muzyce. Liczyłem na ciekawe poznawczo dyskusje o różnicy
między, przykładowo, przetworzeniami u Mahlera i Brucknera, a
niekoniecznie czy szybsze tempa ma Herreweghe, czy inny Minkowski. No
ale do prowadzenia ciekawych dyskusji trzeba mieć jakąś wiedzę, bo to
nie jest tylko kwestia widzimisie i "tomisiepodoba". Dlatego masz rację
- mówienie o muzyce takie, jakie swego czasu miało tu miejsce, to jak
"tańczyć o architekturze". :) Co nie znaczy, że nie da się o niej
dyskutować...


--
Moper
2009-11-21 23:34:06 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
/ciach/
Na tej grupie muzykę się zubaża do wykonawstwa tylko. Stąd swego czasu
niekończące się, arcynudne gadki o kolejnej płycie z tym samym. Taki
kącik snobistycznego melomana-audiofila. Jak nie znasz co najmniej
piętnastu wykonań Pasji Buxtehudego, to jesteś zerem. Szkoda, że o
samej pasji ani słowa od lokalnych guru byś nie usłyszał. Bo tylko
pieprzyć o "interpretacji" i innych jelitach w skrzypcach potrafili.
Oraz o, jakże istotnych dla najwyższej ze sztuk, różnicach między
trzeszczącym analogiem a odhumanizowanym CD. Cieszyłem się bardzo, jak
ta grupa powstawała, ale momentalnie sie rozczarowałem, kiedy
zobaczyłem, o czym się tu dyskutuje. Dalej nie ma miejsca w sieci na
rozmowy o muzyce. Liczyłem na ciekawe poznawczo dyskusje o różnicy
między, przykładowo, przetworzeniami u Mahlera i Brucknera, a
niekoniecznie czy szybsze tempa ma Herreweghe, czy inny Minkowski. No
ale do prowadzenia ciekawych dyskusji trzeba mieć jakąś wiedzę, bo to
nie jest tylko kwestia widzimisie i "tomisiepodoba". Dlatego masz rację
- mówienie o muzyce takie, jakie swego czasu miało tu miejsce, to jak
"tańczyć o architekturze". :) Co nie znaczy, że nie da się o niej
dyskutować...
Odpowiem tutaj na oba posty, ten i 2late-a, bo jego postu na moim serwerze
jakoś nie ma... (znalazłem w google).

Piszę jako amator, dla którego muzyka to hobby.

Problem opisany powyżej jest mi znany, często zastanawiam się czemu wszędzie
jest tylko otoczka. Wszyscy mówią o tym, co jest wokoło muzyki, a nic o niej
samej. Można odnieść wrażenie, że droga do muzyki klasycznej wiedzie przez
słuchanie ogromu wykonań, studiowanie życiorysów kompozytorów, czytanie ich
biografii w których biograf skrzętnie dochodzi z jakimi kobietami się
widywali, a o dziełach nie ma ani słowa, czasem ledwie coś o okolicznościach
powstania. Przez angedoty o kompozytorach, muzykach, pianistach. Słowem,
wszystko oprócz sedna. Tak jest też w drukowanych programach do koncertów,
ogromnej części literatury jak i na grupach i forach. W muzyce są tematy,
przetworzenia, modulacje, w rozmowach o niej już jedynie ogólnikowe
stwierdzenia typu fascynująca, czarująca.

Jako osoba zainteresowana muzyką hobbystycznie i próbująca zgłębiać temat
samodzielnie, trochę czasu na to zmarnowałem. Z mojego punktu widzenia
znajdowanie wiedzy jest bardzo trudne. Jeśli nie poszło się drogą kariery
muzycznej i nie wyssało wiedzy ze szkół muzycznych, nie wyniosło z rodziny,
nie ma się odpowiednich znajomych (skąd ich wziąć?) to jest bardzo trudno. W
internecie nie ma nic poza owymi ogólnikami, na stronach jak i forach,
książek właściwie nie ma. Szczęściem jest allegro i stare książki, które
pokazują że kiedyś było co czytać.

Stąd już wynika odpowiedź dla 2late - owszem, jest o czym rozmawiać.
Chociażby o treści, tej muzycznej. Można o niej podyskutować, można popytać
o to, czego się nie rozumie. Może i grupowicze byliby muzykami i nie mieli
tak błahych problemów jak ja :) ale trudno mi sobie wyobrazić że ktoś
schrupał już całość muzyki i nic nie jest dla niego niejasne.
2late
2009-11-21 23:54:20 UTC
Permalink
Post by Moper
Stąd już wynika odpowiedź dla 2late - owszem, jest o czym rozmawiać.
Oczywiscie ze jest ale jak dla mnie nie na forum publicznym. Odbior muzyki
do dla mnie dosc osobiste przezycie. A nawet o technicznych kwestiach
preferuje raczej rozmowe z jednym czlowiekiem, osobiscie.
Post by Moper
Chociażby o treści, tej muzycznej. Można o niej podyskutować, można
popytać o to, czego się nie rozumie. Może i grupowicze byliby muzykami i
nie mieli tak błahych problemów jak ja :) ale trudno mi sobie wyobrazić
że ktoś schrupał już całość muzyki i nic nie jest dla niego niejasne.
"Nie musisz byc bystra, muzyka jest dla kazdego..." To zdaje sie cytat z
filmu "Slodki Dran" Woody Allena. To i fakt ze do odbioru muzyki potrzebna
jest raczej wrazliwosc i emocje niz inteligencja, utwierdza mnie w
przekonaniu, ze nie trzeba byc muzykiem, zeby muzyki sluchac i o niej
rozmawiac. Fajnie miec do tego wyczucie i dystans i zachowywac sie
odpowiednio do okolicznosci. :-)

Pozdrawiam
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
Deflegmator
2009-11-22 10:03:44 UTC
Permalink
Post by 2late
To i fakt ze do odbioru
muzyki potrzebna jest raczej wrazliwosc i emocje niz inteligencja,
utwierdza mnie w przekonaniu, ze nie trzeba byc muzykiem, zeby muzyki
sluchac i o niej rozmawiac.
Jeśli chcesz o niej rozmawiać, to jednak trochę inteligencji nie
zawadzi. :) Bo z samej wrażliwości i emocji rodzą się potem "ochy i
achy" co najwyżej. Zero treści. A wielkość muzyki polega także na tym,
że można ją odbierać również intelektalnie - niczego nie tracąc z
punktu widzenia emocjonalności. Złożoność i wyrafinowanie pewnych
konstrukcji zapierają dech w piersiach. Analiza arcydzieła daje mnóstwo
przyjemności. No i człowiek ma wrażenie, że staje bliżej tej muzyki i
zaczyną ją rozumieć. Chociaż to dosyć złudne poczucie...
Post by 2late
Fajnie miec do tego wyczucie i dystans i
zachowywac sie odpowiednio do okolicznosci. :-)
Dystans zawsze warto mieć. :)



--
2late
2009-11-22 10:14:48 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Dystans zawsze warto mieć. :)
Zgadzam sie ze wszystkim. :-)

Pozdrawiam
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
m0w
2009-11-23 20:48:39 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Post by 2late
To i fakt ze do odbioru
muzyki potrzebna jest raczej wrazliwosc i emocje niz inteligencja,
utwierdza mnie w przekonaniu, ze nie trzeba byc muzykiem, zeby muzyki
sluchac i o niej rozmawiac.
Jeśli chcesz o niej rozmawiać, to jednak trochę inteligencji nie
zawadzi. :) Bo z samej wrażliwości i emocji rodzą się potem "ochy i
achy" co najwyżej. Zero treści. A wielkość muzyki polega także na tym,
że można ją odbierać również intelektalnie - niczego nie tracąc z
punktu widzenia emocjonalności. Złożoność i wyrafinowanie pewnych
konstrukcji zapierają dech w piersiach. Analiza arcydzieła daje mnóstwo
przyjemności. No i człowiek ma wrażenie, że staje bliżej tej muzyki i
zaczyną ją rozumieć. Chociaż to dosyć złudne poczucie...
Post by 2late
Fajnie miec do tego wyczucie i dystans i
zachowywac sie odpowiednio do okolicznosci. :-)
Dystans zawsze warto mieć. :)
Są też tacy ludzie jak ja.
Lubię słuchać, ale się kompletnie nie znam.
Nie chodziłem do szkoły muzycznej, a muzyka w podstawówce to był śmiech na
sali.
Zacząłem słuchać późno, bo na początku studiów.

Na pewno przygotowanie muzyczne jest ważne, wiedza teoretyczna też.
Jednak da się cieszyć muzyką i bez nich. Po prostu słuchać i szukać
tego co się nam podoba. Wybierać muzykę odpowiednią do swoich gustów i
możliwości
percepcji. Dla mnie nie jest ważne czy wiem jaką budowę ma utwór.
Umiem rozpoznać (czasem) tematy, wiem gdzie jest przetworzenie w utworze,
ale to takie
podstawy, które da się w większości utworów usłyszeć. Mogę też po swojemu
opowiedzieć dlaczego jedno wykonanie podoba mi się bardziej niż inne.

Co do rozumienia sztuki.
Jestem z wykształcenia malarzem, ale wobec sztuki współczesnej
jestem tak samo głupi jak przeciętny odbiorca. Może nieco bardziej świadomy,
ale przecież często mam tylko wrażenie. Odczuwam emocję, wobec jakiegoś
dzieła
zupełnie nie wiedząc co to jest i po co powstało. Umiem te emocje opisać,
ale to moje subiektywne odczucia. Próba obiektywnego, naukowego opisywania
sztuki jest
często skazana na porażkę. Możemy tylko grupować się w admiratorów tego czy
owego nurtu,
autora, czy pojedynczego dzieła.

Dlaczego grupa jest niemal martwa?
Dlatego by podyskutować, musielibyśmy słuchać tego samego utworu i mówić o
nim tym samym językiem
aby się w ogóle rozumieć. Jak jednak przekazać emocje jakie nam towarzyszą
podczas słuchania muzyki?
Czy to jest możliwe?

Š
Dobiasz
2009-11-23 21:21:15 UTC
Permalink
Post by m0w
Co do rozumienia sztuki.
Jestem z wykształcenia malarzem, ale wobec sztuki współczesnej
jestem tak samo głupi jak przeciętny odbiorca.
To tak jak wielu muzyków ;-)

D.
Moper
2009-11-22 11:12:10 UTC
Permalink
Post by 2late
Post by Moper
Stąd już wynika odpowiedź dla 2late - owszem, jest o czym rozmawiać.
Oczywiscie ze jest ale jak dla mnie nie na forum publicznym. Odbior muzyki
do dla mnie dosc osobiste przezycie. A nawet o technicznych kwestiach
preferuje raczej rozmowe z jednym czlowiekiem, osobiscie.
Ja też wolę osobiście, ale żadnego fana tej muzyki w okolicy nie mam.
Nie miałbym żadnych oporów przed podyskutowaniem na forum publicznym,
może poza wstydem małości swojej wiedzy i chwalenia się tym, ale to
jest do przejścia a plusy przeważają nad minusami.

Ale ja tego "bardzo osobistego przeżycia" to chyba nie mam...
Post by 2late
Post by Moper
Chociażby o treści, tej muzycznej. Można o niej podyskutować, można
popytać o to, czego się nie rozumie. Może i grupowicze byliby muzykami i
nie mieli tak błahych problemów jak ja :) ale trudno mi sobie wyobrazić
że ktoś schrupał już całość muzyki i nic nie jest dla niego niejasne.
"Nie musisz byc bystra, muzyka jest dla kazdego..." To zdaje sie cytat z
filmu "Slodki Dran" Woody Allena. To i fakt ze do odbioru muzyki potrzebna
jest raczej wrazliwosc i emocje niz inteligencja, utwierdza mnie w
przekonaniu, ze nie trzeba byc muzykiem, zeby muzyki sluchac i o niej
rozmawiac. Fajnie miec do tego wyczucie i dystans i zachowywac sie
odpowiednio do okolicznosci. :-)
Wygląda na to, że jedni wolą tak a drudzy inaczej, jedni bardziej
emocjonalnie a drudzy bardziej analitycznie. Ja chyba to drugie, może
moje słuchanie jest przez to w jakiś sposób ułomne. I teoretycznie na
tym możnaby skończyć, ale temat mnie ciekawi. Dlatego proszę abyś
spróbował określić jakąś granicę, jaka wiedza czy umiejętności są
słuchaczowi potrzebne, a jakie są już zbędne, zarezerwowane dla
muzyka. Oczywiście zakładając słuchacza typu "emocjonalnego".

Weźmy np. formę i allegro sonatowe. Słuchacz nieprzygotowany zupełnie
- brak muzyki klasycznej w domu, w szkole - dostrzeże w tym chaosie
barwę dźwięku i momenty kulminacyjne, dramatyczne, ale nie będzie
wiedział np. jakie były tematy. Nie będzie wiedział że tam w ogóle
były jakieś tematy. Że była ekspozycja, przetworzenie, repryza. Czy
tak da się słuchać, po prostu puścić i poddać się emocjom?

A jeśli nie, to co trzeba wiedzieć? Czy trzeba umieć odróżnić podany
temat od wstępu lub fragmentu przetworzeniowego, czy trzeba znać
formę, czy trzeba też umieć pamiętać te tematy i wiedzieć w
przetworzeniu który akurat przetwarzamy? Czy może trzeba też słuchać
harmonii i wiedzieć co tam moduluje i kiedy? Szybko można dojść do
rzeczy bardzo skomplikowanych. A więc, gdzie jest ta granica?

Pozdrawiam
2late
2009-11-22 17:36:24 UTC
Permalink
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Stąd już wynika odpowiedź dla 2late - owszem, jest o czym rozmawiać.
Oczywiscie ze jest ale jak dla mnie nie na forum publicznym. Odbior muzyki
do dla mnie dosc osobiste przezycie. A nawet o technicznych kwestiach
preferuje raczej rozmowe z jednym czlowiekiem, osobiscie.
Ja też wolę osobiście, ale żadnego fana tej muzyki w okolicy nie mam.
Nie miałbym żadnych oporów przed podyskutowaniem na forum publicznym,
może poza wstydem małości swojej wiedzy i chwalenia się tym, ale to
jest do przejścia a plusy przeważają nad minusami.
Ale ja tego "bardzo osobistego przeżycia" to chyba nie mam...
Uogolnialem. :)
Ale jest jeszcze jeden warunek. Warto by bylo pojsc na ten sam koncert /
oper/ etc... zeby bylo jasne o czym sie dokladnie mowi. :)
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Chociażby o treści, tej muzycznej. Można o niej podyskutować, można
popytać o to, czego się nie rozumie. Może i grupowicze byliby muzykami i
nie mieli tak błahych problemów jak ja :) ale trudno mi sobie wyobrazić
że ktoś schrupał już całość muzyki i nic nie jest dla niego niejasne.
"Nie musisz byc bystra, muzyka jest dla kazdego..." To zdaje sie cytat z
filmu "Slodki Dran" Woody Allena. To i fakt ze do odbioru muzyki potrzebna
jest raczej wrazliwosc i emocje niz inteligencja, utwierdza mnie w
przekonaniu, ze nie trzeba byc muzykiem, zeby muzyki sluchac i o niej
rozmawiac. Fajnie miec do tego wyczucie i dystans i zachowywac sie
odpowiednio do okolicznosci. :-)
Wygląda na to, że jedni wolą tak a drudzy inaczej, jedni bardziej
emocjonalnie a drudzy bardziej analitycznie. Ja chyba to drugie, może
moje słuchanie jest przez to w jakiś sposób ułomne. I teoretycznie na
tym możnaby skończyć, ale temat mnie ciekawi. Dlatego proszę abyś
spróbował określić jakąś granicę, jaka wiedza czy umiejętności są
słuchaczowi potrzebne, a jakie są już zbędne, zarezerwowane dla
muzyka. Oczywiście zakładając słuchacza typu "emocjonalnego".
Nie mam pojecia i sie tym nie przejmuje. Intuicja mnie nie zawodzi i
zupelnie przypadkiem moje gusta czy wrazenia sa zbiezne z ogolna opinia o
danej sztuce. I tez sobie lubie poanalizowac czasem, muzyka to jednak
sztuka wielopoziomowa, robisz to na co Cie stac. ;)
Post by Moper
Weźmy np. formę i allegro sonatowe. Słuchacz nieprzygotowany zupełnie
- brak muzyki klasycznej w domu, w szkole - dostrzeże w tym chaosie
barwę dźwięku i momenty kulminacyjne, dramatyczne, ale nie będzie
wiedział np. jakie były tematy. Nie będzie wiedział że tam w ogóle
były jakieś tematy. Że była ekspozycja, przetworzenie, repryza. Czy
tak da się słuchać, po prostu puścić i poddać się emocjom?
A jeśli nie, to co trzeba wiedzieć? Czy trzeba umieć odróżnić podany
temat od wstępu lub fragmentu przetworzeniowego, czy trzeba znać
formę, czy trzeba też umieć pamiętać te tematy i wiedzieć w
przetworzeniu który akurat przetwarzamy? Czy może trzeba też słuchać
harmonii i wiedzieć co tam moduluje i kiedy? Szybko można dojść do
rzeczy bardzo skomplikowanych. A więc, gdzie jest ta granica?
A najlepsze dziela gatunku to takie ktore lamia te schematy. :-P

Zapomnialem dodac ze moja ulubiona forma to opera, ta starsza.

Pozdrawiam
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
Moper
2009-11-22 20:49:19 UTC
Permalink
Post by 2late
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Stąd już wynika odpowiedź dla 2late - owszem, jest o czym rozmawiać.
Oczywiscie ze jest ale jak dla mnie nie na forum publicznym. Odbior muzyki
do dla mnie dosc osobiste przezycie. A nawet o technicznych kwestiach
preferuje raczej rozmowe z jednym czlowiekiem, osobiscie.
Ja też wolę osobiście, ale żadnego fana tej muzyki w okolicy nie mam.
Nie miałbym żadnych oporów przed podyskutowaniem na forum publicznym,
może poza wstydem małości swojej wiedzy i chwalenia się tym, ale to
jest do przejścia a plusy przeważają nad minusami.
Ale ja tego "bardzo osobistego przeżycia" to chyba nie mam...
Uogolnialem. :)
Ale jest jeszcze jeden warunek. Warto by bylo pojsc na ten sam koncert /
oper/ etc... zeby bylo jasne o czym sie dokladnie mowi. :)
Są płyty... Poznając muzykę z koncertów pozna się niestety zaledwie ułamek.
Są też utwory, abstrahując od interpretacji, też można o nich podyskutować.
Post by 2late
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Chociażby o treści, tej muzycznej. Można o niej podyskutować, można
popytać o to, czego się nie rozumie. Może i grupowicze byliby muzykami i
nie mieli tak błahych problemów jak ja :) ale trudno mi sobie wyobrazić
że ktoś schrupał już całość muzyki i nic nie jest dla niego niejasne.
"Nie musisz byc bystra, muzyka jest dla kazdego..." To zdaje sie cytat z
filmu "Slodki Dran" Woody Allena. To i fakt ze do odbioru muzyki potrzebna
jest raczej wrazliwosc i emocje niz inteligencja, utwierdza mnie w
przekonaniu, ze nie trzeba byc muzykiem, zeby muzyki sluchac i o niej
rozmawiac. Fajnie miec do tego wyczucie i dystans i zachowywac sie
odpowiednio do okolicznosci. :-)
Wygląda na to, że jedni wolą tak a drudzy inaczej, jedni bardziej
emocjonalnie a drudzy bardziej analitycznie. Ja chyba to drugie, może
moje słuchanie jest przez to w jakiś sposób ułomne. I teoretycznie na
tym możnaby skończyć, ale temat mnie ciekawi. Dlatego proszę abyś
spróbował określić jakąś granicę, jaka wiedza czy umiejętności są
słuchaczowi potrzebne, a jakie są już zbędne, zarezerwowane dla
muzyka. Oczywiście zakładając słuchacza typu "emocjonalnego".
Nie mam pojecia i sie tym nie przejmuje. Intuicja mnie nie zawodzi i
zupelnie przypadkiem moje gusta czy wrazenia sa zbiezne z ogolna opinia o
danej sztuce. I tez sobie lubie poanalizowac czasem, muzyka to jednak
sztuka wielopoziomowa, robisz to na co Cie stac. ;)
Dokładnie tak jest. Ale jest chyba jakiś poziom minimalny. Jeden słucha
muzyki, a drugi ją puszcza do "relaksowania się". A ja po prostu często
słysząc o tym, że żadna specjalna wiedza nie jest potrzebna, że emocje
najważniejsze, chciałbym wiedzieć konkretnie o czym mówimy.

Nie chodzi mi tu o udowadnianie czegokolwiek ani wywyższane jednego nad
drugim, bo zakładam że skoro wśród ludzi mówiących te słowa są tacy, którzy
przesłuchali tysiące płyt, to chyba coś w tym jest.
Post by 2late
Post by Moper
Weźmy np. formę i allegro sonatowe. Słuchacz nieprzygotowany zupełnie
- brak muzyki klasycznej w domu, w szkole - dostrzeże w tym chaosie
barwę dźwięku i momenty kulminacyjne, dramatyczne, ale nie będzie
wiedział np. jakie były tematy. Nie będzie wiedział że tam w ogóle
były jakieś tematy. Że była ekspozycja, przetworzenie, repryza. Czy
tak da się słuchać, po prostu puścić i poddać się emocjom?
A jeśli nie, to co trzeba wiedzieć? Czy trzeba umieć odróżnić podany
temat od wstępu lub fragmentu przetworzeniowego, czy trzeba znać
formę, czy trzeba też umieć pamiętać te tematy i wiedzieć w
przetworzeniu który akurat przetwarzamy? Czy może trzeba też słuchać
harmonii i wiedzieć co tam moduluje i kiedy? Szybko można dojść do
rzeczy bardzo skomplikowanych. A więc, gdzie jest ta granica?
A najlepsze dziela gatunku to takie ktore lamia te schematy. :-P
Ale trudno dostrzec złamanie schematu nie zauważając go wcześniej.
Post by 2late
Zapomnialem dodac ze moja ulubiona forma to opera, ta starsza.
No to trochę komplikuje sprawę...

Nawiasem mówiąc, znalazłem twój wpis z pytaniem o "Tysiąc i jedna opera".
Wysmażyłem post w którym opisałem moją opinię o książce (negatywną), ale
przepadł z mojej nieumiejętności obsługi grup przez googla. A więc już tak
pokrótce - czy nabyłeś i jakie wrażenia?
2late
2009-11-23 19:50:57 UTC
Permalink
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Stąd już wynika odpowiedź dla 2late - owszem, jest o czym rozmawiać.
Oczywiscie ze jest ale jak dla mnie nie na forum publicznym. Odbior muzyki
do dla mnie dosc osobiste przezycie. A nawet o technicznych kwestiach
preferuje raczej rozmowe z jednym czlowiekiem, osobiscie.
Ja też wolę osobiście, ale żadnego fana tej muzyki w okolicy nie mam.
Nie miałbym żadnych oporów przed podyskutowaniem na forum publicznym,
może poza wstydem małości swojej wiedzy i chwalenia się tym, ale to
jest do przejścia a plusy przeważają nad minusami.
Ale ja tego "bardzo osobistego przeżycia" to chyba nie mam...
Uogolnialem. :)
Ale jest jeszcze jeden warunek. Warto by bylo pojsc na ten sam koncert
/ oper/ etc... zeby bylo jasne o czym sie dokladnie mowi. :)
Są płyty... Poznając muzykę z koncertów pozna się niestety zaledwie ułamek.
I vice versa. :)
Ale faktycznie, zebym mogl cos powiedziec o utworze, musze go przesluchac
wiele razy, bardzo wiele, i to musi byc to samo nagranie. Taki juz jestem.
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Chociażby o treści, tej muzycznej. Można o niej podyskutować, można
popytać o to, czego się nie rozumie. Może i grupowicze byliby muzykami i
nie mieli tak błahych problemów jak ja :) ale trudno mi sobie wyobrazić
że ktoś schrupał już całość muzyki i nic nie jest dla niego niejasne.
"Nie musisz byc bystra, muzyka jest dla kazdego..." To zdaje sie cytat z
filmu "Slodki Dran" Woody Allena. To i fakt ze do odbioru muzyki potrzebna
jest raczej wrazliwosc i emocje niz inteligencja, utwierdza mnie w
przekonaniu, ze nie trzeba byc muzykiem, zeby muzyki sluchac i o niej
rozmawiac. Fajnie miec do tego wyczucie i dystans i zachowywac sie
odpowiednio do okolicznosci. :-)
Wygląda na to, że jedni wolą tak a drudzy inaczej, jedni bardziej
emocjonalnie a drudzy bardziej analitycznie. Ja chyba to drugie, może
moje słuchanie jest przez to w jakiś sposób ułomne. I teoretycznie na
tym możnaby skończyć, ale temat mnie ciekawi. Dlatego proszę abyś
spróbował określić jakąś granicę, jaka wiedza czy umiejętności są
słuchaczowi potrzebne, a jakie są już zbędne, zarezerwowane dla
muzyka. Oczywiście zakładając słuchacza typu "emocjonalnego".
Nie mam pojecia i sie tym nie przejmuje. Intuicja mnie nie zawodzi i
zupelnie przypadkiem moje gusta czy wrazenia sa zbiezne z ogolna
opinia o danej sztuce. I tez sobie lubie poanalizowac czasem, muzyka
to jednak sztuka wielopoziomowa, robisz to na co Cie stac. ;)
Dokładnie tak jest. Ale jest chyba jakiś poziom minimalny. Jeden słucha
muzyki, a drugi ją puszcza do "relaksowania się". A ja po prostu często
słysząc o tym, że żadna specjalna wiedza nie jest potrzebna, że emocje
najważniejsze, chciałbym wiedzieć konkretnie o czym mówimy.
Nie chodzi mi tu o udowadnianie czegokolwiek ani wywyższane jednego nad
drugim, bo zakładam że skoro wśród ludzi mówiących te słowa są tacy,
którzy przesłuchali tysiące płyt, to chyba coś w tym jest.
Post by 2late
Post by Moper
Weźmy np. formę i allegro sonatowe. Słuchacz nieprzygotowany zupełnie
- brak muzyki klasycznej w domu, w szkole - dostrzeże w tym chaosie
barwę dźwięku i momenty kulminacyjne, dramatyczne, ale nie będzie
wiedział np. jakie były tematy. Nie będzie wiedział że tam w ogóle
były jakieś tematy. Że była ekspozycja, przetworzenie, repryza. Czy
tak da się słuchać, po prostu puścić i poddać się emocjom?
A jeśli nie, to co trzeba wiedzieć? Czy trzeba umieć odróżnić podany
temat od wstępu lub fragmentu przetworzeniowego, czy trzeba znać
formę, czy trzeba też umieć pamiętać te tematy i wiedzieć w
przetworzeniu który akurat przetwarzamy? Czy może trzeba też słuchać
harmonii i wiedzieć co tam moduluje i kiedy? Szybko można dojść do
rzeczy bardzo skomplikowanych. A więc, gdzie jest ta granica?
A najlepsze dziela gatunku to takie ktore lamia te schematy. :-P
Ale trudno dostrzec złamanie schematu nie zauważając go wcześniej.
Trzeba tez rozroznic muzyke od matematyki. Nie znam osobiscie Mozarta ale
jakos jestem przekonany ze piszac wiekszosc pieknej muzyki myslal o milosci
wiecej anizeli o tempach, rytmach i powtorzeniach tematow. Chyba dlatego
Mozart byl jeden a muzykow sa tysiace. :)
Moge powiedziec cos o literaturze, tam, czesto fachowcy staraja sie dowiesc
co autor mial na mysli, w swoich nieskonczonych interpretacjach, i pewnie
taki sam jest stosunek muzykologow do muzykow.
Jest pewnie jakis zloty srodek, kazdy slucha tak, jak potrafi.
I ja tez nie mam za bardzo z kim porozmawiac o muzyce tak, jakbym chcial.
Wyjatkowy nie jestem. :)
Post by Moper
Post by 2late
Zapomnialem dodac ze moja ulubiona forma to opera, ta starsza.
No to trochę komplikuje sprawę...
Nawiasem mówiąc, znalazłem twój wpis z pytaniem o "Tysiąc i jedna
opera". Wysmażyłem post w którym opisałem moją opinię o książce
(negatywną), ale przepadł z mojej nieumiejętności obsługi grup przez
googla. A więc już tak pokrótce - czy nabyłeś i jakie wrażenia?
Kupilem ale nie czytam tego od dechy do dechy. To przeciez cos w rodzaju
encyklopedii, zagladam jak cos potrzebuje. Szedlem na jakies mniej znane
opery Haendla to przeczytalem o czym rzecz. Ciezko jest znalezc polskie
streszczenie np. "Teseo" w internecie. Nie mam za bardzo porownania, moze
oprocz Kanskiego z przed stu lat. ;) A moze znasz lepsze tytuly w ktorych
znajde przede wszystkim streszczenia, bo recenzji raczej nie potrzebuje,
sam potrafie wyrobic sobie zdanie. ;)

Pozdrawiam
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
Moper
2009-11-24 07:05:27 UTC
Permalink
Post by 2late
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Chociażby o treści, tej muzycznej. Można o niej podyskutować, można
popytać o to, czego się nie rozumie. Może i grupowicze byliby muzykami i
nie mieli tak błahych problemów jak ja :) ale trudno mi sobie wyobrazić
że ktoś schrupał już całość muzyki i nic nie jest dla niego niejasne.
"Nie musisz byc bystra, muzyka jest dla kazdego..." To zdaje sie cytat z
filmu "Slodki Dran" Woody Allena. To i fakt ze do odbioru muzyki potrzebna
jest raczej wrazliwosc i emocje niz inteligencja, utwierdza mnie w
przekonaniu, ze nie trzeba byc muzykiem, zeby muzyki sluchac i o niej
rozmawiac. Fajnie miec do tego wyczucie i dystans i zachowywac sie
odpowiednio do okolicznosci. :-)
Wygląda na to, że jedni wolą tak a drudzy inaczej, jedni bardziej
emocjonalnie a drudzy bardziej analitycznie. Ja chyba to drugie, może
moje słuchanie jest przez to w jakiś sposób ułomne. I teoretycznie na
tym możnaby skończyć, ale temat mnie ciekawi. Dlatego proszę abyś
spróbował określić jakąś granicę, jaka wiedza czy umiejętności są
słuchaczowi potrzebne, a jakie są już zbędne, zarezerwowane dla
muzyka. Oczywiście zakładając słuchacza typu "emocjonalnego".
Nie mam pojecia i sie tym nie przejmuje. Intuicja mnie nie zawodzi i
zupelnie przypadkiem moje gusta czy wrazenia sa zbiezne z ogolna opinia
o danej sztuce. I tez sobie lubie poanalizowac czasem, muzyka to jednak
sztuka wielopoziomowa, robisz to na co Cie stac. ;)
Dokładnie tak jest. Ale jest chyba jakiś poziom minimalny. Jeden słucha
muzyki, a drugi ją puszcza do "relaksowania się". A ja po prostu często
słysząc o tym, że żadna specjalna wiedza nie jest potrzebna, że emocje
najważniejsze, chciałbym wiedzieć konkretnie o czym mówimy.
Nie chodzi mi tu o udowadnianie czegokolwiek ani wywyższane jednego nad
drugim, bo zakładam że skoro wśród ludzi mówiących te słowa są tacy,
którzy przesłuchali tysiące płyt, to chyba coś w tym jest.
Post by 2late
Post by Moper
Weźmy np. formę i allegro sonatowe. Słuchacz nieprzygotowany zupełnie
- brak muzyki klasycznej w domu, w szkole - dostrzeże w tym chaosie
barwę dźwięku i momenty kulminacyjne, dramatyczne, ale nie będzie
wiedział np. jakie były tematy. Nie będzie wiedział że tam w ogóle
były jakieś tematy. Że była ekspozycja, przetworzenie, repryza. Czy
tak da się słuchać, po prostu puścić i poddać się emocjom?
A jeśli nie, to co trzeba wiedzieć? Czy trzeba umieć odróżnić podany
temat od wstępu lub fragmentu przetworzeniowego, czy trzeba znać
formę, czy trzeba też umieć pamiętać te tematy i wiedzieć w
przetworzeniu który akurat przetwarzamy? Czy może trzeba też słuchać
harmonii i wiedzieć co tam moduluje i kiedy? Szybko można dojść do
rzeczy bardzo skomplikowanych. A więc, gdzie jest ta granica?
A najlepsze dziela gatunku to takie ktore lamia te schematy. :-P
Ale trudno dostrzec złamanie schematu nie zauważając go wcześniej.
Trzeba tez rozroznic muzyke od matematyki. Nie znam osobiscie Mozarta ale
jakos jestem przekonany ze piszac wiekszosc pieknej muzyki myslal o
milosci wiecej anizeli o tempach, rytmach i powtorzeniach tematow. Chyba
dlatego Mozart byl jeden a muzykow sa tysiace. :)
Moim zdaniem chodzi o to, aby nabyć pewną wiedzę i umiejętności, które potem
wykorzystuje się już naturalnie, zupełnie tak jak język, który dobrze
opanowany pozwala rozumieć lub wypowiadać się bez zastanawiania nad
szczegółami technicznymi. Pozwala to na początku zrozumieć cokolwiek -
frajda ogromna, a potem rozumieć więcej z wielu sposobów którymi kompozytor
przemawia.

Ta "matematyka" jest potrzebna na czas nauki.
Post by 2late
Moge powiedziec cos o literaturze, tam, czesto fachowcy staraja sie
dowiesc co autor mial na mysli, w swoich nieskonczonych interpretacjach, i
pewnie taki sam jest stosunek muzykologow do muzykow.
Jest pewnie jakis zloty srodek, kazdy slucha tak, jak potrafi.
I ja tez nie mam za bardzo z kim porozmawiac o muzyce tak, jakbym chcial.
Wyjatkowy nie jestem. :)
Post by Moper
Post by 2late
Zapomnialem dodac ze moja ulubiona forma to opera, ta starsza.
No to trochę komplikuje sprawę...
Nawiasem mówiąc, znalazłem twój wpis z pytaniem o "Tysiąc i jedna opera".
Wysmażyłem post w którym opisałem moją opinię o książce (negatywną), ale
przepadł z mojej nieumiejętności obsługi grup przez googla. A więc już
tak pokrótce - czy nabyłeś i jakie wrażenia?
Kupilem ale nie czytam tego od dechy do dechy. To przeciez cos w rodzaju
encyklopedii, zagladam jak cos potrzebuje. Szedlem na jakies mniej znane
opery Haendla to przeczytalem o czym rzecz. Ciezko jest znalezc polskie
streszczenie np. "Teseo" w internecie. Nie mam za bardzo porownania, moze
oprocz Kanskiego z przed stu lat. ;) A moze znasz lepsze tytuly w ktorych
znajde przede wszystkim streszczenia, bo recenzji raczej nie potrzebuje,
sam potrafie wyrobic sobie zdanie. ;)
Oczywiście większego zbioru nie ma, przynajmniej po polsku.

A nie masz wrażenia, że te strzeszczenia są takie... pisane o trzeciej w
nocy po jedenastej kawie?
Nie brakuje ci opisów postaci, które są w libretto (typu seyn tego, córka
tamtego), czy też zdania wprowadzającego typu "akcja dzieje się tam i tam"?

Bo ja przeczytałem w empiku o 5-ciu operach (znanych) i z trzech nic bym nie
wiedział, gdybym ich wcześniej nie widział. Chaos w głowie po przeczytaniu,
a niektóre zdania musiałem czytać trzy razy żeby złapać sens...
Deflegmator
2009-11-24 17:24:27 UTC
Permalink
Post by Moper
Post by 2late
Trzeba tez rozroznic muzyke od matematyki. Nie znam osobiscie
Mozarta ale jakos jestem przekonany ze piszac wiekszosc pieknej
muzyki myslal o milosci wiecej anizeli o tempach, rytmach i
powtorzeniach tematow. Chyba dlatego Mozart byl jeden a muzykow sa
tysiace. :)
Moim zdaniem chodzi o to, aby nabyć pewną wiedzę i umiejętności,
które potem wykorzystuje się już naturalnie, zupełnie tak jak język,
który dobrze opanowany pozwala rozumieć lub wypowiadać się bez
zastanawiania nad szczegółami technicznymi. Pozwala to na początku
zrozumieć cokolwiek - frajda ogromna, a potem rozumieć więcej z wielu
sposobów którymi kompozytor przemawia.
Ta "matematyka" jest potrzebna na czas nauki.
Masz rację. Gdyby Mozart nie miał ojca - skrzypka i nie obracał się w
środowisku muzyków byłby co najwyżej szczególnym przypadkiem Janka
Muzykanta. Wirtuozem fujarki może... Niestety, wbrew romantycznemu
mitowi, nie ma czegoś takiego, jak tworzenie muzyki samym "sercem",
myśląc o miłości. To praca przede wszystkim intelektu oraz kwestia
pewnych czysto muzycznych zdolności - pamięci muzycznej i wyobraźni
dźwiękowej - a wszystko to podparte rzetelną wiedzą. Nawet
niekoniecznie z jakąś wielką podbudową teoretyczną, po prostu wiedzą
praktyka. Nie wierzę,że można tworzyć tak precyzyjne utwory, nie myśląc
o formie i nie zdając sobie nawet sprawy z jej istnienia. To
niemożliwe. Forma i techniki kompozytorskie leżą w centrum
zainteresowania chyba każdego kompozytora. Kwestia inspiracji jest,
moim zdaniem, na drugim planie. U Mozarta zadziwiająca jest zdolność
przyswajania tych umięjętności, pozwalająca osiagnąć mu twórczą
dojrzałość w tak młodym wieku. Tutaj kopara opada... :)



--
2late
2009-11-24 18:59:05 UTC
Permalink
Post by Moper
Moim zdaniem chodzi o to, aby nabyć pewną wiedzę i umiejętności, które
potem wykorzystuje się już naturalnie, zupełnie tak jak język, który
dobrze opanowany pozwala rozumieć lub wypowiadać się bez zastanawiania
nad szczegółami technicznymi. Pozwala to na początku zrozumieć cokolwiek
- frajda ogromna, a potem rozumieć więcej z wielu sposobów którymi
kompozytor przemawia.
Ta "matematyka" jest potrzebna na czas nauki.
Zgadzam sie i chyba nic wiecej nie moge dodac.
;)
Post by Moper
Post by 2late
Post by Moper
Nawiasem mówiąc, znalazłem twój wpis z pytaniem o "Tysiąc i jedna
opera". Wysmażyłem post w którym opisałem moją opinię o książce
(negatywną), ale przepadł z mojej nieumiejętności obsługi grup przez
googla. A więc już tak pokrótce - czy nabyłeś i jakie wrażenia?
Kupilem ale nie czytam tego od dechy do dechy. To przeciez cos w
rodzaju encyklopedii, zagladam jak cos potrzebuje. Szedlem na jakies
mniej znane opery Haendla to przeczytalem o czym rzecz. Ciezko jest
znalezc polskie streszczenie np. "Teseo" w internecie. Nie mam za
bardzo porownania, moze oprocz Kanskiego z przed stu lat. ;) A moze
znasz lepsze tytuly w ktorych znajde przede wszystkim streszczenia, bo
recenzji raczej nie potrzebuje, sam potrafie wyrobic sobie zdanie. ;)
Oczywiście większego zbioru nie ma, przynajmniej po polsku.
I dlatego nie bardzo moge narzekac.
Post by Moper
A nie masz wrażenia, że te strzeszczenia są takie... pisane o trzeciej w
nocy po jedenastej kawie?
No nie dziwie sie ale skoro taka jest moda na robienie "1001..."
Nie mozna dosc dobrze poznac 1000 oper, zycia nie starczy.
Pewnie to nic wyjatkowego ale oprocz poznawanych nowych, mam kilka ponad
czasowych faworytow i slucham ich w nieskonczonosc. No i cos co jest do
wszystkiego jest do niczego.
Nie spodziewalem sie rewelacji po tej pozycji.
Post by Moper
Nie brakuje ci opisów postaci, które są w libretto (typu seyn tego,
córka tamtego), czy też zdania wprowadzającego typu "akcja dzieje się
tam i tam"?
Muzyka jest najwazniejsza. :)
Mysle ze gdyby ktos osobno spisal opery Haendla, Mozarta, etc..., to moze
byloby dokladniej.
Post by Moper
Bo ja przeczytałem w empiku o 5-ciu operach (znanych) i z trzech nic bym
nie wiedział, gdybym ich wcześniej nie widział. Chaos w głowie po
przeczytaniu, a niektóre zdania musiałem czytać trzy razy żeby złapać
sens...
Wlasnie miloby bylo gdyby te znane calkowicie pomineli. :)

Pozdrawiam
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
Dobiasz
2009-11-23 14:52:25 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
/ciach/
Liczyłem na ciekawe poznawczo dyskusje o różnicy
między, przykładowo, przetworzeniami u Mahlera i Brucknera, a
niekoniecznie czy szybsze tempa ma Herreweghe, czy inny Minkowski.
Jednym słowem, kolega liczył na dyskurs muzykologiczny. Fajnie byłoby, ale
mamy jakichś muzykologów na sali?

Nowe płyty Herreweghego czy innego Minkowskiego to jest coś, co dzieje się
dzisiaj, teraz, co my - zwykli zjadacze cedeków - możemy sobie subiektywnie
pooceniać i o gustach podyskutować. O przetworzeniach u Mahlera czy
Brucknera, albo różnicach realizacji b.c. w ośrodkach włoskich i francuskich
w XVII wieku to pewnie odbyło się z fafnaście konferencji muzykologicznych i
napisano zylion artykułów w Journal of Musicology i parę rozdziałów w
podręcznikach. Ja raz, że nie potrafię do tego nic od siebie dodać, to są
kwestie naukowe a ja nie jestem naukowcem. Dwa - nawet gdybym potrafił, to
szkoda byłoby mi czasu na robienie tego w miejscu, gdzie nawet użycie
terminu "tryl wargowy" wywołało falę sprośnych żartów i gówniarskiego
rechotu.

D.
Deflegmator
2009-11-23 17:12:46 UTC
Permalink
Post by Dobiasz
Jednym słowem, kolega liczył na dyskurs muzykologiczny.
Owszem, przynajmiej od czasu do czasu.

Fajnie
Post by Dobiasz
byłoby, ale mamy jakichś muzykologów na sali?
Mamy. Ale przyznaję, że wielką bolączką tej grupy jest milczenie
muzyków i muzykologów. Niezrozumiałe dla mnie - skoro na
pl.sci.inżynieria jest, prócz wielu majsterkowiczów i ciekawskich,
całkiem sporo inżynierów, na fizyce, obok uczniów i domorosłych
einsteinów, piszą normalni fizycy, a na militariach są też i wojskowi,
choć otoczeni tłumem fantastów i oszołomów - a tu jakoś nie ma
profesjonalistów. Porażka. Dla mnie cały urok i cała siła usenetu
polega właśnie na możliwości podyskutowania z zawodowcami. Tym się
newsy od forum onetu różnią.
Post by Dobiasz
Nowe płyty Herreweghego czy innego Minkowskiego to jest coś, co
dzieje się dzisiaj, teraz, co my - zwykli zjadacze cedeków - możemy
sobie subiektywnie pooceniać i o gustach podyskutować.
Ok, przecież nie ma muzyki bez wykonawcy, więc i o tym można i należy
porozmawiać. Ale uporczywe gadanie o wyłącznie gustach nie dość, że w
końcu przeobraża się w pyskówkę bez argumentów (wszak trudno tu o
argumenty), to i na dłuższą metę zaczyna nużyć. Przynajmniej mnie.
Post by Dobiasz
O
przetworzeniach u Mahlera czy Brucknera, albo różnicach realizacji
b.c. w ośrodkach włoskich i francuskich w XVII wieku to pewnie odbyło
się z fafnaście konferencji muzykologicznych i napisano zylion
artykułów w Journal of Musicology i parę rozdziałów w podręcznikach.
No i świetnie. Tutaj za to słowo nawet na ten temat nie padło i w tym
szkopuł. Za to był zylion "recenzji".
Post by Dobiasz
Ja raz, że nie potrafię do tego nic od siebie dodać, to są kwestie
naukowe a ja nie jestem naukowcem. Dwa - nawet gdybym potrafił, to
szkoda byłoby mi czasu na robienie tego w miejscu, gdzie nawet użycie
terminu "tryl wargowy" wywołało falę sprośnych żartów i gówniarskiego
rechotu.
Zawsze można plonkownicy użyć, jak nerwy puszczają. Nie boli.




--
Dobiasz
2009-11-23 18:21:52 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Dla mnie cały urok i cała siła usenetu
polega właśnie na możliwości podyskutowania z zawodowcami. Tym się
newsy od forum onetu różnią.
Gdyby ta grupa nie osiągnęła parę lat temu poziomu niższego niż forum
onetu, to dzisiaj nie byłaby martwa.
Post by Deflegmator
Zawsze można plonkownicy użyć, jak nerwy puszczają. Nie boli.
Niektórych boli, że ich nazwisko jest obrzucane ekskrementami. Nawet,
jeśli za pomocą plonkownicy zatkają nos i nie czują smrodu. Naprawdę,
są w internecie przyjemniejsze miejsca do dyskusji o muzyce niż
usenet.

Ta grupa miała swoją szansę, ale ją przegrała. I nie wiem jak reszta
dawnych bywalców, ale ja nie mam ochoty poza tą chwilową wizytacją,
wdeptywać drugi raz do tego samego rynsztoka.

Sorry, Winnetou.

D.
Moper
2009-11-23 21:05:03 UTC
Permalink
Post by Dobiasz
Post by Deflegmator
Dla mnie cały urok i cała siła usenetu
polega właśnie na możliwości podyskutowania z zawodowcami. Tym się
newsy od forum onetu różnią.
Gdyby ta grupa nie osiągnęła parę lat temu poziomu niższego niż forum
onetu, to dzisiaj nie byłaby martwa.
Post by Deflegmator
Zawsze można plonkownicy użyć, jak nerwy puszczają. Nie boli.
Niektórych boli, że ich nazwisko jest obrzucane ekskrementami. Nawet,
jeśli za pomocą plonkownicy zatkają nos i nie czują smrodu. Naprawdę,
są w internecie przyjemniejsze miejsca do dyskusji o muzyce niż
usenet.
Będę wdzięczny za wymienienie tych miejsc. Znam tylko forum Nowej Muzyki,
ale ostatnio gdy tam zaglądałem, za wiele się nie działo.
Adam Szulc
2009-11-25 20:29:21 UTC
Permalink
Witam Wszystkich. Grupa już drugi raz odżywa tej jesieni -
poprzednim razem ożywicielem był Ryszard Strauss, niestety
nie okazał się cudotwórcą i ożywienie było krótkotrwałe.

Użytkownik "Dobiasz" napisał:

(...)
Post by Dobiasz
Nowe płyty Herreweghego czy innego Minkowskiego to jest
coś, co dzieje się dzisiaj, teraz, co my - zwykli zjadacze
cedeków - możemy sobie subiektywnie pooceniać i o gustach
podyskutować.
Możemy, ale dla mnie to swego rodzaju produkt uboczny. Mam
najczęściej więcej niż jedną wersję swoich ulubionych
utworów ale zwykle dlatego, że pzreważnie nie wszystko mi
się podoba w jednej interpretacji. I rzeczywiście jest o
czym porozmawiać. Jednak upieram się, że ciekawsze są
rozmowy o tym co wielcy dyrygenci interpretują. Ciekawsze
również dlatego, że zapewne wielu z nas najczęściej nie zna
oryginałów, choć wiele partytur jest ogólnodostępnych
(przystępniejszy wyjątek to np. Stravinsky conducts
Stravinsky). Herreweghego czy innego Minkowskiego każdy
słyszał, więc Franc Fiszer pewnie przewracałby się w grobie
czytając te dia- i monologi.
Post by Dobiasz
O przetworzeniach u Mahlera czy Brucknera, albo różnicach
realizacji b.c. w ośrodkach włoskich i francuskich w XVII
wieku to pewnie odbyło się z fafnaście konferencji
muzykologicznych i napisano zylion artykułów w Journal of
Musicology i parę rozdziałów w podręcznikach.
Jeżeli znasz to wszystko, to sam jesteś sobie winien - nie
trzeba było się tak spieszyć. Ale nigdzie zapewne nie jest
napisane jakie odczucia targają Kolegą X z tej grupy z tej
gdy słucha "Siedmiu ostatnich słów Zbawiciela" albo
"Pietruszki". Byłoby ciekawe gdyby np. pierwsze z dzieł
budziło emocje identyczne jak przy słuchaniu pionierwskich
dzieł raperskich a drugie kojarzyło się z pracą Karola
Gaussa na temat rozkładu błędów pomiaru.

Do pewnego stopnia piję do tego co napisał Lukasz.
Stwierdzenie, że muzyka zawiera jakąś treść przez wiele osób
jest uważana za herezję. Gdybym nie był pewny, że Kolega
Tomaszek wszystko czyta to sam bym napisał, z czym kojarzą
mi się pewne dzieła. Oczywiście nie chodzi mi o grube aluzje
jakie czynił wspomniany Ryszard S. tylko dzieła bez tytułu.
Bo co z tego, że "Morze" kojarzy mi się z morzem (albo
przynajmniej z suchym przestworem oceanu). Gdyby nie
wspomniana obawa przed Tomaszkowym biczem satyry, to
napisałbym, że czasami Messiaen kojarzy mi się ze światłem
księżyca, Szostakowicz z klubem jazzowym a kwartety
smyczkowe Haydna z wykwintną resturację w najlepszym guście.
Co więcej, że nie są to skojarzenia bezpodstawne.

Pozdrawiam
Marek Krukowski
2009-11-25 14:48:49 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Na tej grupie muzykę się zubaża do wykonawstwa tylko. Stąd swego czasu
niekończące się, arcynudne gadki o kolejnej płycie z tym samym. Taki
kącik snobistycznego melomana-audiofila. Jak nie znasz co najmniej
piętnastu wykonań Pasji Buxtehudego, to jesteś zerem.
Ktoś zna?
Post by Deflegmator
Szkoda, że o
samej pasji ani słowa od lokalnych guru byś nie usłyszał.
Jak na rzaie, to zadnego guru na tej grupie nie było...
Post by Deflegmator
Bo tylko
pieprzyć o "interpretacji" i innych jelitach w skrzypcach potrafili.
Oraz o, jakże istotnych dla najwyższej ze sztuk, różnicach między
trzeszczącym analogiem a odhumanizowanym CD. Cieszyłem się bardzo, jak
ta grupa powstawała, ale momentalnie sie rozczarowałem, kiedy
zobaczyłem, o czym się tu dyskutuje. Dalej nie ma miejsca w sieci na
rozmowy o muzyce. Liczyłem na ciekawe poznawczo dyskusje o różnicy
między, przykładowo, przetworzeniami u Mahlera i Brucknera,
To dlaczego o tym nie dyskutujesz?
Post by Deflegmator
a
niekoniecznie czy szybsze tempa ma Herreweghe, czy inny Minkowski.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego problemem są dla cCiebie dyskusje, w których
nie bierzesz udziału.

marek krukowski
Deflegmator
2009-11-25 15:44:08 UTC
Permalink
Post by Marek Krukowski
Jak na rzaie, to zadnego guru na tej grupie nie było...
No jak to nie...
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Bo tylko
pieprzyć o "interpretacji" i innych jelitach w skrzypcach potrafili.
Oraz o, jakże istotnych dla najwyższej ze sztuk, różnicach między
trzeszczącym analogiem a odhumanizowanym CD. Cieszyłem się bardzo,
jak ta grupa powstawała, ale momentalnie sie rozczarowałem, kiedy
zobaczyłem, o czym się tu dyskutuje. Dalej nie ma miejsca w sieci na
rozmowy o muzyce. Liczyłem na ciekawe poznawczo dyskusje o różnicy
między, przykładowo, przetworzeniami u Mahlera i Brucknera,
To dlaczego o tym nie dyskutujesz?
Bo nie było takiej dyskusji. No ale dobrze - trapi mnie od dawna
ekspozycja Sonaty B-dur "Hammerklavier" Beethovena. Gdzie w niej do
cholery zaczyna się drugi temat? I czy epilog można uznać za temat
trzeci? Bo ma wyraźną samodzielność - chodzi mi tu zwłaszcza o fragment
oznaczony przez kompozytora: p cantabile dolce ed espressivo. Głupieję
tu trochę, miałem już kilka pomysłów na rozgryzienie, ale zawsze mam
jakieś wątpliwości... Plan tonalny jest tu bardzo nietypowy, a i
charakter niektórych odcinków trudny do jednoznacznego rozgryzienia...

Nuty są tu:

http://imslp.info/files/imglnks/usimg/0/04/IMSLP00029-Beethoven__L.v._-_
Piano_Sonata_29.pdf
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
a
niekoniecznie czy szybsze tempa ma Herreweghe, czy inny Minkowski.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego problemem są dla cCiebie dyskusje, w
których nie bierzesz udziału.
Czytam grupę od samego początku. Parę razy też się odzywałem, pod inną
ksywką. No i cóż - zawsze tematem były te nieszczęsne "wykony",
ewentualnie nic nie było tematem, a cały wątek wypełniony był
przepychanką między Dobiaszem a niejakim AL. Średnio ciekawe. Poza tym
nie odbierzesz mi przecież prawa do oceniania czyichś publicznie
dostępnych wypowiedzi, nie? Skoro piszą tu sami "recenzenci", to ja też
pozwoliłem sobie na "recenzję". Proste.

--
Deflegmator
2009-11-25 15:51:36 UTC
Permalink
Deflegmator wrote:

Link się połamał. Daję skrócony:

http://tiny.pl/hx5x8


--
Marek Krukowski
2009-11-26 11:54:50 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Post by Deflegmator
Liczyłem na ciekawe poznawczo dyskusje o różnicy
Post by Deflegmator
między, przykładowo, przetworzeniami u Mahlera i Brucknera,
To dlaczego o tym nie dyskutujesz?
Bo nie było takiej dyskusji.
Przecież tematów do takich dyskusji są dziesiatki tysięcy. Sam wskazany
przez Ciebie problem daje na pewno kilkadziesiąt mozliwości. Sformułowany
tak jak to zrobiłeś, jest w sposób oczywisty za szeroki, by ktoś mógł go
podjąc - z mojego punktu widzenia nie rózni sie zupełnie od szkolnego
zadania napisz cos na dowolny temat (dla mnie to akurat rzecz doskonale
niewykonalna). Nie licz na to, ze ktos rozpocznie jintersującą Cię dyskusję
za Ciebie.
Post by Deflegmator
No ale dobrze - trapi mnie od dawna
ekspozycja Sonaty B-dur "Hammerklavier" Beethovena.
I słusznie, bo w tym wypadku niezgodność teorii z praktyką, robi kuku
teorii już na poziomie określenie ekspozycja - ale o tym za chwilę.
Post by Deflegmator
Gdzie w niej do
cholery zaczyna się drugi temat?
To akurat jest dość wyraźne i dodatkowo, co wyjątkowe, zanaczone jak byk w
nutach przez zmianę tonacji. Od taktu 44.
Ale bez nut też chyba da radę się zorientować. Miedzy poczatkową fanfarą a
jej powtórzeniem nie dzieje się nic, co mogłoby pretendować do
niezależności. To co nastepuje po powtórzeniu fanfary początkowo jest
wyraźnie z nią związane, ta taka jakaś galopada, czy kłusik, potem ruch się
zmienia i utrzymuje przez dłuższy czas - takie arabeski, nie przypomina to
moze drugiego tematu mozarta, ale jako melodia jest dość typowe, rzekłbym,
dla późnej muzyki fortepianowej Beethovena.
Post by Deflegmator
I czy epilog można uznać za temat
trzeci?
Można i niektórzy tak robią, (Walter Siegmund-Schulze) na przykład,
dostępny niegdyś w różnych NRD-owskich kocertfirerach. Inni tego nie robią
jak na przykład Charles Rosen, którego analiza jest dziś najszerzej
cytowana. Jej odbicie znajdziesz tutaj

http://www.raptusassociation.org/sonindexe.html

w analizie Kindermana.
Post by Deflegmator
Bo ma wyraźną samodzielność - chodzi mi tu zwłaszcza o fragment
oznaczony przez kompozytora: p cantabile dolce ed espressivo.
Szczerze mówiąc im więcej słucham, z nastawieniem na wyłapanie tej
odrębności, tym mniej ją słyszę.
Post by Deflegmator
- chodzi mi tu zwłaszcza o fragment
oznaczony przez kompozytora: p cantabile dolce ed espressivo.
No a ten fragment to jest jednak dla mnie wyraźnie związany z tym co dzieje
się od taktu 90.
Post by Deflegmator
Głupieję
tu trochę, miałem już kilka pomysłów na rozgryzienie, ale zawsze mam
jakieś wątpliwości... Plan tonalny jest tu bardzo nietypowy, a i
charakter niektórych odcinków trudny do jednoznacznego rozgryzienia...
No bo właśnie... Całą koncepcja formy sonatowej nie do końca tu pasuje. Nie
należy zapominać, że ta koncepcja jest wczesnoromantyczna i Beethoven nie
musiał sie na szczęście do niej stosować, bo jej za jego czsów jeszcze nie
było. Jako pewna abstrakcja oczywiscie jest to koncepcja uzyteczna, ale w
moim przekonaniu dużo lepiej nadaje się do analizy Mozarta niz Haydna, czy
Beethovena.
Post by Deflegmator
Post by Deflegmator
Post by Deflegmator
a
niekoniecznie czy szybsze tempa ma Herreweghe, czy inny Minkowski.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego problemem są dla cCiebie dyskusje, w
których nie bierzesz udziału.
Skoro piszą tu sami "recenzenci", to ja też
pozwoliłem sobie na "recenzję". Proste.
A to już zależy od tego, czy chcesz budowac, czy wysadzać w powietrze.

marek krukowski
Moper
2009-11-26 13:57:37 UTC
Permalink
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Gdzie w niej do
cholery zaczyna się drugi temat?
To akurat jest dość wyraźne i dodatkowo, co wyjątkowe, zanaczone jak byk w
nutach przez zmianę tonacji. Od taktu 44.
Ale bez nut też chyba da radę się zorientować. Miedzy poczatkową fanfarą a
jej powtórzeniem nie dzieje się nic, co mogłoby pretendować do
niezależności. To co nastepuje po powtórzeniu fanfary początkowo jest
wyraźnie z nią związane, ta taka jakaś galopada, czy kłusik, potem ruch się
zmienia i utrzymuje przez dłuższy czas - takie arabeski, nie przypomina to
moze drugiego tematu mozarta, ale jako melodia jest dość typowe, rzekłbym,
dla późnej muzyki fortepianowej Beethovena.
Post by Deflegmator
I czy epilog można uznać za temat
trzeci?
Można i niektórzy tak robią, (Walter Siegmund-Schulze) na przykład,
dostępny niegdyś w różnych NRD-owskich kocertfirerach. Inni tego nie robią
jak na przykład Charles Rosen, którego analiza jest dziś najszerzej
cytowana. Jej odbicie znajdziesz tutaj
http://www.raptusassociation.org/sonindexe.html
w analizie Kindermana.
Zostałem uprzedzony fachową analizą. Wtrącę się więc tylko z podziękowaniem
za link, który bardzo mi się przyda i który pokazuje natmiastkę tego, czego
możnaby się dowiadywać gdyby jednak dyskusje się toczyły. To tak ad. tego
czy jest sens o muzyce dyskutować. Czasami próbuję coś o muzyce wygooglać,
ale tej strony nigdy nie trafiłem, zawsze same lipy.

Z przyjemnością poczytałbym też dyskusje w takim rodzaju, włączając się
czasem jeśli wiedza pozwoli. Chociaż chętnie w trochę mniej usenetowej a
bardziej uprzejmej atmosferze. Jest sens istnienia grupy?
Deflegmator
2009-11-26 14:46:48 UTC
Permalink
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Post by Deflegmator
Liczyłem na ciekawe poznawczo dyskusje o różnicy
Post by Deflegmator
między, przykładowo, przetworzeniami u Mahlera i Brucknera,
To dlaczego o tym nie dyskutujesz?
Bo nie było takiej dyskusji.
Przecież tematów do takich dyskusji są dziesiatki tysięcy.
To dlaczego nikt ich nie proponuje? :)
Post by Marek Krukowski
Sam
wskazany przez Ciebie problem daje na pewno kilkadziesiąt mozliwości.
Sformułowany tak jak to zrobiłeś, jest w sposób oczywisty za szeroki,
by ktoś mógł go podjąc - z mojego punktu widzenia nie rózni sie
zupełnie od szkolnego zadania napisz cos na dowolny temat (dla mnie
to akurat rzecz doskonale niewykonalna). Nie licz na to, ze ktos
rozpocznie jintersującą Cię dyskusję za Ciebie.
To był tylko wzięty dość od czapy przykład, o czym można by tu
dyskutować - a nie konkretna propozycja tematu jakiegoś wątku. Dlatego
brzmi tak ogólnie. Czepiasz się niepotrzebnie.
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
No ale dobrze - trapi mnie od dawna
ekspozycja Sonaty B-dur "Hammerklavier" Beethovena.
I słusznie, bo w tym wypadku niezgodność teorii z praktyką, robi kuku
teorii już na poziomie określenie ekspozycja - ale o tym za chwilę.
Post by Deflegmator
Gdzie w niej do
cholery zaczyna się drugi temat?
To akurat jest dość wyraźne i dodatkowo, co wyjątkowe, zanaczone jak
byk w nutach przez zmianę tonacji. Od taktu 44.
Tak też z ciężkim sercem to w końcu i sam przeważnie uznawałem, własnie
ze względu na zmianę znaków, aczkolwiek przyznam się, że mnie tutaj
ucho zawodzi jakoś. Tylko zapis - zewnętrzne kryterium podziału
architektonicznego - naprowadza na dobry trop.
Post by Marek Krukowski
Ale bez nut też chyba da radę się zorientować.
Hm...
Post by Marek Krukowski
Miedzy poczatkową
fanfarą a jej powtórzeniem nie dzieje się nic, co mogłoby pretendować
do niezależności.
A co z wyraźną cezurą na fermacie w takcie 38? We fragmencie
następującym zaraz po niej mamy już wyraźnie ustabilizowaną nową
tonację - i to przez ładne 6 taktów. Równie dobrze tutaj mogłaby się
pojawić zmiana znaków przy kluczu... Trochę mylące to jest, zwłaszcza,
że nastepujący potem takt 44 nie wnosi tu jakiejś wielkiej nowości, a
raczej w naturalny sposób wypływa z wcześniejszego ustępu.

Niejasne też jest to, co się dzieje po takcie 44.
Post by Marek Krukowski
To co nastepuje po powtórzeniu fanfary początkowo
jest wyraźnie z nią związane, ta taka jakaś galopada, czy kłusik,
potem ruch się zmienia i utrzymuje przez dłuższy czas - takie
arabeski, nie przypomina to moze drugiego tematu mozarta, ale jako
melodia jest dość typowe, rzekłbym, dla późnej muzyki fortepianowej
Beethovena.
Dla mnie te figury mają nadal charakter łącznikowy - oceniając rzecz
uchem. I to mimo stabilizacji tonalnej. Wyraźnie nową jakość wprowadza
dopiero takt 62.

No ale i tak potwierdza się, że o wyznaczeniu drugiego tematu powinna
decydować przede wszystkim zmiana płaszczyzny tonalnej, sama zaś
melodyczna i fakturalna postać drugiego tematu ma znaczenie raczej
drugoplanowe. Chociaż te sześć taktów przed drugim tematem burzy mój
harmonijny obraz świata... ;)
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
I czy epilog można uznać za temat
trzeci?
Można i niektórzy tak robią, (Walter Siegmund-Schulze) na przykład,
dostępny niegdyś w różnych NRD-owskich kocertfirerach. Inni tego nie
robią jak na przykład Charles Rosen, którego analiza jest dziś
najszerzej cytowana. Jej odbicie znajdziesz tutaj
http://www.raptusassociation.org/sonindexe.html
w analizie Kindermana.
Dzięki za ciekawy link.
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Bo ma wyraźną samodzielność - chodzi mi tu zwłaszcza o fragment
oznaczony przez kompozytora: p cantabile dolce ed espressivo.
Szczerze mówiąc im więcej słucham, z nastawieniem na wyłapanie tej
odrębności, tym mniej ją słyszę.
Dla mnie jest bardzo wyraźna.
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
- chodzi mi tu zwłaszcza o fragment
oznaczony przez kompozytora: p cantabile dolce ed espressivo.
No a ten fragment to jest jednak dla mnie wyraźnie związany z tym co
dzieje się od taktu 90.
Takt 90 i następne opiera się na materiale tematu pierwszego (jego
czola akurat), co jest typowe dla epilogu. Tutaj teoria nie zawodzi.
Natomiast cantabile z t. 99 to zupełnie nowy materiał, o jak
najbardziej tematycznym charakterze. Warto też zwrócić uwagę na triole
w fiuracji lewej ręki - dodatkowo podkreślające to novum. Jednym słowem
- ja tu widzę kontrast w stosunku do t. 90. Dynamika i, że tak powiem
"wyraz" ;), też nie jest bez znaczenia... Trzeci temat, jak cholera.
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Głupieję
tu trochę, miałem już kilka pomysłów na rozgryzienie, ale zawsze mam
jakieś wątpliwości... Plan tonalny jest tu bardzo nietypowy, a i
charakter niektórych odcinków trudny do jednoznacznego
rozgryzienia...
No bo właśnie... Całą koncepcja formy sonatowej nie do końca tu
pasuje. Nie należy zapominać, że ta koncepcja jest wczesnoromantyczna
i Beethoven nie musiał sie na szczęście do niej stosować, bo jej za
jego czsów jeszcze nie było. Jako pewna abstrakcja oczywiscie jest to
koncepcja uzyteczna, ale w moim przekonaniu dużo lepiej nadaje się do
analizy Mozarta niz Haydna, czy Beethovena.
Z drugiej strony to właśnie sonaty Beethovena się stawia za wzór formy,
maglując bez miłosierdzia na zajęciach z analizy. No i przyznać trzeba,
że niektóre wpisują się w teorię idealnie. Bardzo dydaktyczny materiał.
:) A Mozart ma niewdzięczne przetworzenia niestety. Nie lubię ich.
Gościa rozpierała inwencja melodyczna, a wysiłku kompozytorskiego
najwyraźniej unikał, co jest zresztą przy takiej łatwości pisania
zrozumiałe - skutkiem czego dominuje typ przetworzeń wprowadzających
nowy materiał. A ja uwielbiam śledzić pracę tematyczną - te "zmagania"
tematów mają w sobie coś tytanicznego. Szczególnie właśnie u Beethovena
i jego następców. Chociażby Brucknera...
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Post by Deflegmator
Post by Deflegmator
a
niekoniecznie czy szybsze tempa ma Herreweghe, czy inny Minkowski.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego problemem są dla cCiebie dyskusje, w
których nie bierzesz udziału.
Skoro piszą tu sami "recenzenci", to ja też
pozwoliłem sobie na "recenzję". Proste.
A to już zależy od tego, czy chcesz budowac, czy wysadzać w powietrze.
Żeby zbudować, trzeba najpierw coś zburzyć. Odnawiać tego, co tu było
wcześniej raczej nie warto.


Pozdrawiam.


--
Marek Krukowski
2009-11-28 18:51:38 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Post by Deflegmator
Liczyłem na ciekawe poznawczo dyskusje o różnicy
Post by Deflegmator
między, przykładowo, przetworzeniami u Mahlera i Brucknera,
To dlaczego o tym nie dyskutujesz?
Bo nie było takiej dyskusji.
Przecież tematów do takich dyskusji są dziesiatki tysięcy.
To dlaczego nikt ich nie proponuje? :)
A jak wybrać cos z takiego bogactwa. I jeszcze tak, zeby trafić tak, by
ktos miał cos do powiedzenia?
Post by Deflegmator
Post by Marek Krukowski
Sam
wskazany przez Ciebie problem daje na pewno kilkadziesiąt mozliwości.
Sformułowany tak jak to zrobiłeś, jest w sposób oczywisty za szeroki,
by ktoś mógł go podjąc - z mojego punktu widzenia nie rózni sie
zupełnie od szkolnego zadania napisz cos na dowolny temat (dla mnie
to akurat rzecz doskonale niewykonalna). Nie licz na to, ze ktos
rozpocznie jintersującą Cię dyskusję za Ciebie.
To był tylko wzięty dość od czapy przykład, o czym można by tu
dyskutować - a nie konkretna propozycja tematu jakiegoś wątku. Dlatego
brzmi tak ogólnie. Czepiasz się niepotrzebnie.
A skąd. Ja się nie czepiam, ja występuję przeciw czepianiu. To Ty się
czepiasz, że ktos nie pisze.
Post by Deflegmator
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
No ale dobrze - trapi mnie od dawna
ekspozycja Sonaty B-dur "Hammerklavier" Beethovena.
I słusznie, bo w tym wypadku niezgodność teorii z praktyką, robi kuku
teorii już na poziomie określenie ekspozycja - ale o tym za chwilę.
Post by Deflegmator
Gdzie w niej do
cholery zaczyna się drugi temat?
To akurat jest dość wyraźne i dodatkowo, co wyjątkowe, zanaczone jak
byk w nutach przez zmianę tonacji. Od taktu 44.
Tak też z ciężkim sercem to w końcu i sam przeważnie uznawałem, własnie
ze względu na zmianę znaków, aczkolwiek przyznam się, że mnie tutaj
ucho zawodzi jakoś. Tylko zapis - zewnętrzne kryterium podziału
architektonicznego - naprowadza na dobry trop.
No to wgłębiłem się trochę bardziej nie w swój słuch, ale w nuty oraz
literaturę i oto, co znalazłem:

Po pierwsze powinienem był napisać od taktu 45 nie 44, bo te liczby w
kółeczkach, w podesłanych przez ciebie nutach, odnoszą się do końca taktu,
a nie jego początku, jak myslałem. Świadomośc tego faktu jest potrzebna do
precyzyjnego odczytania tego, co dalej.

Ale do rzeczy:

Rosen, który dzieli ekspozycje na dwie grupy tematycze, gdy pokazuje
początek drugiej grupy zaczyna ją od ostatniej ćwiartki taktu 62.

Siegmund Schultze pisze tak (przeprazam, nie wiem jak wpisywać niemieckie
znaki):

(...); der kraftvollen Entfaltung des. 1 Gedankens, den eine gewaltige
dialektische Expansion kennzeichnet, schliesst sich in G-Dur ein 2. grosser
Themenkomplex an, der in den Grundrhythmus des ersten muendet. Ein 3. Thema
schwankt zwischen G-Dur und c-moll und geht in die heftigen
Viertel-Akkordschlaege des 1. Themas ueber. Die gigantische Durchfuehrung
uebernimmt aus allen Themenkomplexen Elemente; (...)

Czy jakaś dobra dusza z dobrą znajomością niemieckiego mogłaby precyzyjnie
okreslic jakim taktom odpowiadają te dość dla mnie metaforyczne czasowniki?

Rosen ma za sobą całą swoją teorię o nadrzędności opadających tercji dla
konstrukcji części, pauzę w górnym głosie w 63 takcie i twój brak poczucia
tematyczności figuracji z taktów 47-62.

Przeciw ma ustalenie tonacji w takcie 45 (do 62 żadnych znaków
chromatycznych), analogicne ustalenie tonacji w repryzie (tam nawet nieco
wcześniejsze) i moje ucho, które odbiera te takty jako dopełnienie
poprzedzających figuracji. Ale o tym, co słyszy moje ucho napiszę chyba
przy następnym podejściu. Jest z 20% szans, ze mi się uda, bo zaczynam być
zawzięty, choć z drugiej strony jakoś męczą mnie te fanfary i przemarsze.
To jest wielka sonata, ale lubię ją jakoś mniej niż okoliczne.
Post by Deflegmator
Post by Marek Krukowski
Ale bez nut też chyba da radę się zorientować.
Hm...
Post by Marek Krukowski
Miedzy poczatkową
fanfarą a jej powtórzeniem nie dzieje się nic, co mogłoby pretendować
do niezależności.
A co z wyraźną cezurą na fermacie w takcie 38?
Fermata na pauzie przynależy do fanfary - dokładnie tak jak w takcie 4.
Post by Deflegmator
We fragmencie
następującym zaraz po niej mamy już wyraźnie ustabilizowaną nową
tonację - i to przez ładne 6 taktów. Równie dobrze tutaj mogłaby się
pojawić zmiana znaków przy kluczu... Trochę mylące to jest, zwłaszcza,
że nastepujący potem takt 44 nie wnosi tu jakiejś wielkiej nowości, a
raczej w naturalny sposób wypływa z wcześniejszego ustępu.
Dla mnie tam zmienia się zasadniczo tok muzyki, jak by się przeszło bramę
do innej rzeczywistości, dlatego jak zobaczyłem te kasowniki nie miałem
wątpliwości.
Post by Deflegmator
Niejasne też jest to, co się dzieje po takcie 44.
Post by Marek Krukowski
To co nastepuje po powtórzeniu fanfary początkowo
jest wyraźnie z nią związane, ta taka jakaś galopada, czy kłusik,
potem ruch się zmienia i utrzymuje przez dłuższy czas - takie
arabeski, nie przypomina to moze drugiego tematu mozarta, ale jako
melodia jest dość typowe, rzekłbym, dla późnej muzyki fortepianowej
Beethovena.
Dla mnie te figury mają nadal charakter łącznikowy - oceniając rzecz
uchem.
No więc ja mam jakoś opór przed odbieraniem tego niedążącego właściwie do
nikąd ciurlikania, które tak sobie ledwo wiruje i ledwo opada, jako
zdolnego do łączenia.
Post by Deflegmator
I to mimo stabilizacji tonalnej. Wyraźnie nową jakość wprowadza
dopiero takt 62.
No i tu masz zgodność z Rosenem. Ja tu słsyszę logiczne udopełnienie taktów
poprzedzających.
Post by Deflegmator
No ale i tak potwierdza się, że o wyznaczeniu drugiego tematu powinna
decydować przede wszystkim zmiana płaszczyzny tonalnej, sama zaś
melodyczna i fakturalna postać drugiego tematu ma znaczenie raczej
drugoplanowe. Chociaż te sześć taktów przed drugim tematem burzy mój
harmonijny obraz świata... ;)
Ciekawe, czy teraz Ci odbudowuję czy doburzam.
Post by Deflegmator
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
I czy epilog można uznać za temat
trzeci?
Można i niektórzy tak robią, (Walter Siegmund-Schulze) na przykład,
dostępny niegdyś w różnych NRD-owskich kocertfirerach. Inni tego nie
robią jak na przykład Charles Rosen, którego analiza jest dziś
najszerzej cytowana. Jej odbicie znajdziesz tutaj
http://www.raptusassociation.org/sonindexe.html
w analizie Kindermana.
Dzięki za ciekawy link.
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Bo ma wyraźną samodzielność - chodzi mi tu zwłaszcza o fragment
oznaczony przez kompozytora: p cantabile dolce ed espressivo.
Szczerze mówiąc im więcej słucham, z nastawieniem na wyłapanie tej
odrębności, tym mniej ją słyszę.
Dla mnie jest bardzo wyraźna.
Miałem na myśli to, że odbieram ten fragment jako wzmocnienie tego co
dzieje się w od taktu 90 i logiczny krok na drodze do następnych ff.
Post by Deflegmator
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
- chodzi mi tu zwłaszcza o fragment
oznaczony przez kompozytora: p cantabile dolce ed espressivo.
No a ten fragment to jest jednak dla mnie wyraźnie związany z tym co
dzieje się od taktu 90.
Takt 90 i następne opiera się na materiale tematu pierwszego (jego
czola akurat), co jest typowe dla epilogu. Tutaj teoria nie zawodzi.
Natomiast cantabile z t. 99 to zupełnie nowy materiał, o jak
najbardziej tematycznym charakterze. Warto też zwrócić uwagę na triole
w fiuracji lewej ręki - dodatkowo podkreślające to novum. Jednym słowem
- ja tu widzę kontrast w stosunku do t. 90. Dynamika i, że tak powiem
"wyraz" ;), też nie jest bez znaczenia... Trzeci temat, jak cholera.
Mi tam nie zależy na tym, żeby były dwa, ja tylko byłbym skłonny dopatrywać
się tu nie tematów jak w teorii Marxa, tylko grup tematycznych i mimo
odrębności tonalnej widzę ten fragment jako element dłuższego przebiegu.
Post by Deflegmator
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Głupieję
tu trochę, miałem już kilka pomysłów na rozgryzienie, ale zawsze mam
jakieś wątpliwości... Plan tonalny jest tu bardzo nietypowy, a i
charakter niektórych odcinków trudny do jednoznacznego
rozgryzienia...
No bo właśnie... Całą koncepcja formy sonatowej nie do końca tu
pasuje. Nie należy zapominać, że ta koncepcja jest wczesnoromantyczna
i Beethoven nie musiał sie na szczęście do niej stosować, bo jej za
jego czsów jeszcze nie było. Jako pewna abstrakcja oczywiscie jest to
koncepcja uzyteczna, ale w moim przekonaniu dużo lepiej nadaje się do
analizy Mozarta niz Haydna, czy Beethovena.
Z drugiej strony to właśnie sonaty Beethovena się stawia za wzór formy,
maglując bez miłosierdzia na zajęciach z analizy. No i przyznać trzeba,
że niektóre wpisują się w teorię idealnie. Bardzo dydaktyczny materiał.
:) A Mozart ma niewdzięczne przetworzenia niestety. Nie lubię ich.
Gościa rozpierała inwencja melodyczna, a wysiłku kompozytorskiego
najwyraźniej unikał, co jest zresztą przy takiej łatwości pisania
zrozumiałe - skutkiem czego dominuje typ przetworzeń wprowadzających
nowy materiał.
Nie wiem, nie liczyłem, co dominuje, choć intuicyjnie bym się sprzeciwił,
co do tej dominacji, ale też nie postawię sprawy ostro, bo i teraz liczyć
nie będę. Natomiast na pewno bym się sprzeciwił lekceważeniu mozartowskich
przetworzeń, bo właśnie u Mozarta przetworzenia są szczególnnie znaczące.
Tyle, że on znaczenia nadaje nie szatkowaniem tematów, tylko drobnymi
niuansami, tu wrzuci nutkę, tam wrzuci nutkę i nagle pojawia się kilka
nieznanych dotąd wymiarów. Nie jest przypadkiem, że to właśnie na
nierozwiązanych przetworzeniach urywają się najczęściej(o czym zreszta
pisał juz Einstein) mozartowskie niedokończone szkice.

marek krukowski
Deflegmator
2009-11-29 00:50:24 UTC
Permalink
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
To dlaczego nikt ich nie proponuje? :)
A jak wybrać cos z takiego bogactwa.
Jakoś nie ma takiego problemu przy wyborze kolejnej płyty do
zrecenzowania. A bogactwo w tym przypadku to mało powiedziane.
Post by Marek Krukowski
I jeszcze tak, zeby trafić tak,
by ktos miał cos do powiedzenia?
A jednak się nam udało pogadać. Co mnie bardzo cieszy, bo chciałem już
dawno z kimś moje poglądy na Sonatę skonfrontować.
Post by Marek Krukowski
A skąd. Ja się nie czepiam, ja występuję przeciw czepianiu. To Ty się
czepiasz, że ktos nie pisze.
Ok. Zostawmy już to.
Post by Marek Krukowski
Rosen ma za sobą całą swoją teorię o nadrzędności opadających tercji
dla konstrukcji części, pauzę w górnym głosie w 63 takcie i twój brak
poczucia tematyczności figuracji z taktów 47-62.
Przeciw ma ustalenie tonacji w takcie 45
Tonacja ustala się 6 taktów wcześniej, bez żadnych wątpliwości.
Post by Marek Krukowski
(do 62 żadnych znaków
chromatycznych), analogicne ustalenie tonacji w repryzie (tam nawet
nieco wcześniejsze)
W repryzie również mamy ustalenie tonacji we fragmencie opartym na
puntowanym rytmie w dolnym planie (269 z przedtaktem). Zamiast 6 taktów
jest 8. Inaczej wygląda to też od strony funkcyjnej. W ekspozycji jest
6 taktów opartych tylko na akordzie dominanty, w repryzie na
następtswie T-VI-II-D.
Post by Marek Krukowski
i moje ucho, które odbiera te takty jako
dopełnienie poprzedzających figuracji. Ale o tym, co słyszy moje ucho
napiszę chyba przy następnym podejściu. Jest z 20% szans, ze mi się
uda, bo zaczynam być zawzięty, choć z drugiej strony jakoś męczą mnie
te fanfary i przemarsze. To jest wielka sonata, ale lubię ją jakoś
mniej niż okoliczne.
Ciężko ją zdzierżyć w całości, przyznaję. ;) Ale pierwsza część? - Jest
świetna! Lubię jej masywność. :)
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
A co z wyraźną cezurą na fermacie w takcie 38?
Fermata na pauzie przynależy do fanfary - dokładnie tak jak w takcie 4.
Ok. Dobry argument.
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
We fragmencie
następującym zaraz po niej mamy już wyraźnie ustabilizowaną nową
tonację - i to przez ładne 6 taktów. Równie dobrze tutaj mogłaby się
pojawić zmiana znaków przy kluczu... Trochę mylące to jest,
zwłaszcza, że nastepujący potem takt 44 nie wnosi tu jakiejś
wielkiej nowości, a raczej w naturalny sposób wypływa z
wcześniejszego ustępu.
Dla mnie tam zmienia się zasadniczo tok muzyki, jak by się przeszło
bramę do innej rzeczywistości, dlatego jak zobaczyłem te kasowniki
nie miałem wątpliwości.
Post by Deflegmator
Niejasne też jest to, co się dzieje po takcie 44.
Post by Marek Krukowski
To co nastepuje po powtórzeniu fanfary początkowo
jest wyraźnie z nią związane, ta taka jakaś galopada, czy kłusik,
potem ruch się zmienia i utrzymuje przez dłuższy czas - takie
arabeski, nie przypomina to moze drugiego tematu mozarta, ale jako
melodia jest dość typowe, rzekłbym, dla późnej muzyki fortepianowej
Beethovena.
Dla mnie te figury mają nadal charakter łącznikowy - oceniając rzecz
uchem.
No więc ja mam jakoś opór przed odbieraniem tego niedążącego
właściwie do nikąd ciurlikania, które tak sobie ledwo wiruje i ledwo
opada, jako zdolnego do łączenia.
To ciurlikanie ma też kiepskie właściwości formotwórcze, co się pięknie
potwierdza w przetworzeniu - niezawierającym materiału tematu drugiego,
czy nawet, operując pojęciem grupy tematycznej, niczego z całej grupy
II tematu. To by trochę potwierdzało kontrowersyjny pod względem
tematyczności charakter tego odcinka i usprawiedliwiało moje
wątpliwości. No ale uczciwie trzeba przyznać, że przetworzenie "nic nie
musi" i brak części materiału motywicznego ekspozycji w przetworzeniu
niczego nie dowodzi.
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
I to mimo stabilizacji tonalnej. Wyraźnie nową jakość wprowadza
dopiero takt 62.
No i tu masz zgodność z Rosenem. Ja tu słsyszę logiczne udopełnienie
taktów poprzedzających.
Post by Deflegmator
No ale i tak potwierdza się, że o wyznaczeniu drugiego tematu
powinna decydować przede wszystkim zmiana płaszczyzny tonalnej,
sama zaś melodyczna i fakturalna postać drugiego tematu ma
znaczenie raczej drugoplanowe. Chociaż te sześć taktów przed drugim
tematem burzy mój harmonijny obraz świata... ;)
Ciekawe, czy teraz Ci odbudowuję czy doburzam.
Wątpliwości mam nadal, ale przynajmniej wiem, że nie ja jeden - skoro
poważni, niemieccy teoretycy ;) również nie są zgodni. Ciekawą masz
biblioteczkę pod ręką, nawiasem mówiąc... :)
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
Post by Marek Krukowski
Post by Deflegmator
I czy epilog można uznać za temat
trzeci?
Mi tam nie zależy na tym, żeby były dwa, ja tylko byłbym skłonny
dopatrywać się tu nie tematów jak w teorii Marxa, tylko grup
tematycznych i mimo odrębności tonalnej widzę ten fragment jako
element dłuższego przebiegu.
Koncepcja grup tematycznych ma tu faktycznie sens - jak dla mnie
tłumaczyłaby jednak bardziej zwłaszcza całe to zamieszanie z II
tematem. Co do trzeciego - jego obecność jest dla mnie o wiele bardziej
wyraźna. Warto też zwrócić uwagę na użycie materiału III tematu w
przetworzeniu.
Post by Marek Krukowski
A Mozart ma niewdzięczne przetworzenia
Post by Deflegmator
niestety. Nie lubię ich. Gościa rozpierała inwencja melodyczna, a
wysiłku kompozytorskiego najwyraźniej unikał, co jest zresztą przy
takiej łatwości pisania zrozumiałe - skutkiem czego dominuje typ
przetworzeń wprowadzających nowy materiał.
Nie wiem, nie liczyłem, co dominuje, choć intuicyjnie bym się
sprzeciwił, co do tej dominacji, ale też nie postawię sprawy ostro,
bo i teraz liczyć nie będę. Natomiast na pewno bym się sprzeciwił
lekceważeniu mozartowskich przetworzeń, bo właśnie u Mozarta
przetworzenia są szczególnnie znaczące.
Nie chodzi o lekceważenie, tylko o pewne prawidłowści, które zauważyłem
swego czasu. No i o moje preferencje. Lubię inny typ przetworzeń.


--

Moper
2009-11-26 12:46:31 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Bo nie było takiej dyskusji. No ale dobrze - trapi mnie od dawna
ekspozycja Sonaty B-dur "Hammerklavier" Beethovena. Gdzie w niej do
cholery zaczyna się drugi temat? I czy epilog można uznać za temat
trzeci? Bo ma wyraźną samodzielność - chodzi mi tu zwłaszcza o fragment
oznaczony przez kompozytora: p cantabile dolce ed espressivo. Głupieję
tu trochę, miałem już kilka pomysłów na rozgryzienie, ale zawsze mam
jakieś wątpliwości... Plan tonalny jest tu bardzo nietypowy, a i
charakter niektórych odcinków trudny do jednoznacznego rozgryzienia...
http://imslp.info/files/imglnks/usimg/0/04/IMSLP00029-Beethoven__L.v._-_
Piano_Sonata_29.pdf
Na moje amatorskie i niewprawne ucho drugi temat zaczyna się w takcie 46.
Rozwija się i ciągnie długo, kończąc przetworzeniowym fragment krótko przed
trapiącym cię cantabile dolce ed espressivo. Które to jest myslą poboczną,
tak samo piękną jak i krótką. Oczywiście można to uznać za samodzielny
temat, to chyba nie jest aż takie ścisłe. Takie krótkie myśli poboczne są w
wielu utworach o formie sonatowej. Chwilę potem ekspozycja się kończy.

Utworu jednak nie znam, przesłuchałem specjalnie na potrzeby tego wątku
(postanowiłem sonaty Beethovena poznawać chronologicznie i jestem gdzieś tam
w połowie, a na razie słucham innych rzeczy), nie umiem też wysłyszeć planu
tonalnego, próbuję się trochę na to uczulić ostatnio. Natomiast
rozszyfrowanie harmonii z nut z moją szybkością ich czytania zajęłoby lata
:)
Deflegmator
2009-11-26 14:52:55 UTC
Permalink
Post by Moper
Na moje amatorskie i niewprawne ucho drugi temat zaczyna się w takcie 46.
Tylko co w takim razie zrobić z dwoma wcześniejszymi taktami? Przypisać
do tworów funcyjnych tematu I przecież się nie da.
Post by Moper
nie umiem też wysłyszeć planu tonalnego, próbuję się trochę na to
uczulić
ostatnio. Natomiast rozszyfrowanie harmonii z nut z moją szybkością
ich czytania zajęłoby lata :)
Mimo wszystko z nut jest prościej się tego nauczyć. :)


--
Moper
2009-11-26 15:22:55 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Post by Moper
Na moje amatorskie i niewprawne ucho drugi temat zaczyna się w takcie 46.
Tylko co w takim razie zrobić z dwoma wcześniejszymi taktami? Przypisać
do tworów funcyjnych tematu I przecież się nie da.
Cóż, też chętnie się dowiem. Jako słuchacz nie zauważyłem tam niczego
szczególnego, odebrałem to po prostu jako krótki wstęp przed drugim tematem,
coś wprowadzającego, coś co być może wykonałby fortepian pojawiając się po
raz pierwszy w koncercie, przed podjęciem głównego tematu.

Ale ja nut użyłem tylko do przełożenia miejsca w muzyce na nr taktu, teraz
patrzę że tam rzeczywiście coś się dzieje...
Post by Deflegmator
Post by Moper
nie umiem też wysłyszeć planu tonalnego, próbuję się trochę na to
uczulić
ostatnio. Natomiast rozszyfrowanie harmonii z nut z moją szybkością
ich czytania zajęłoby lata :)
Mimo wszystko z nut jest prościej się tego nauczyć. :)
Słyszeć harmonię, modulacje, plan tonalny? Chętnie dowiem się jak, bo
próbuję tego się nauczyć.

Chciałbym, porównując do języka, "najpierw słuchać i mówić, a potem czytać i
pisać". Jednak droga wiedzie przez książki, a przez to przez muzykę
zapisaną. Gdyby w książce zamiast zapisu nutowego był przycisk "odtwórz",
chyba nie znałbym nut w ogóle (no, może jeszcze gdyby nie krótki epizod z
chęcią gry na fortepianie).

Niemniej chętnie usłyszę wszelkie sugestie odnoście jak nabyć słyszenie
powyższego. Narazie próbuję kształcić słuch programem, który każe mi
rozpoznać stopień (funkcję) akordu, ale rzecz postępuje wolno i nie do końca
wiem dokąd prowadzi.

Zapytywałem tutaj
http://www.audiostereo.pl/Meloman_a_harmonia_i_modulacje____58237.html ale
odpowiedzi brak.

Deflegmator, doradź :)
Deflegmator
2009-11-26 17:45:20 UTC
Permalink
Post by Moper
Cóż, też chętnie się dowiem. Jako słuchacz nie zauważyłem tam niczego
szczególnego, odebrałem to po prostu jako krótki wstęp przed drugim
tematem, coś wprowadzającego, coś co być może wykonałby fortepian
pojawiając się po raz pierwszy w koncercie, przed podjęciem głównego
tematu.
Nie można tutaj użyć słowa "wstęp" ze względów formalnych. Jest ono
zarezerwowane dla innych przypadków.
Post by Moper
Post by Deflegmator
Post by Moper
nie umiem też wysłyszeć planu tonalnego, próbuję się trochę na to
uczulić
ostatnio. Natomiast rozszyfrowanie harmonii z nut z moją
szybkością ich czytania zajęłoby lata :)
Mimo wszystko z nut jest prościej się tego nauczyć. :)
Słyszeć harmonię, modulacje, plan tonalny? Chętnie dowiem się jak, bo
próbuję tego się nauczyć.
Nie, nie. Niekoniecznie od razu słyszeć. Raczej - rozpoznawać okiem i
rozumem. :) Chociaż pewnego rodzaju wewnętrzne słyszenie również się
przy okazji trochę rozwija. Ale to bardzo trudna umiejętność.
Post by Moper
Chciałbym, porównując do języka, "najpierw słuchać i mówić, a potem
czytać i pisać". Jednak droga wiedzie przez książki, a przez to przez
muzykę zapisaną. Gdyby w książce zamiast zapisu nutowego był przycisk
"odtwórz", chyba nie znałbym nut w ogóle (no, może jeszcze gdyby nie
krótki epizod z chęcią gry na fortepianie).
Książki są konieczne. Gorzej, że nie bardzo jest z czego wybierać. Albo
trafisz na pozycje popularyzatorskie, z których wielkiej wiedzy nie
wyniesiesz, albo na naukowe - zbyt hermetyczne na początek. Niezłe są
podręczniki do szkół muzycznych ale tutaj niezbędny też jest udział
nauczyciela i praktyczne ćwiczenia pod jego kierunkiem. No i smykałka
do takich rzeczy - znam wielu świetnych muzyków - instrumentalistów,
którzy są zupełnie nieporadni przy najprostszej analizie harmonicznej.
Post by Moper
Niemniej chętnie usłyszę wszelkie sugestie odnoście jak nabyć
słyszenie powyższego.
Łatwo nie będzie. Sam chciałbym, żeby mi się w głowie płyta włączała po
otworzeniu nut. :) A tak nie jest, chociaż mam całkiem sensowne
wyobrażenie utworu po zobaczeniu partutury. Mimo to i tak jest ledwie
mglistym cieniem faktycznego brzmienia. Wydaje mi się, że pierwszą,
podstawową rzeczą jest solfeż - czyli umiejętność czytania nut głosem.
To najważniejsze dla wykształcenia elementarnej wyobraźni dźwiękowej -
przecież zaśpiewanie dźwieku musi być poprzedzone jego "stworzeniem" w
umyśle i usłyszeniem go wewnętrznym słuchem. Im więcej ćwiczeń - tym
lepiej. Dobrze też rozwijać słuch pod czyimś kierunkiem - samemu sobie
trudno robić dyktanda... A są one bardzo pomocne. Uczysz się kojarzyć
dźwięk z zapisem - czy to pomagając sobie podśpiewywaniem, czy też, na
dalszym etapie nauki - tylko przy pomocy wewnętrznego słyszenia. Z
braku nauczyciela można też korzystać z komputera. Bawiłem się
programami do kształcenia słuchu i wiem, że moga być pomocne. Dobrego
nauczyciela jednak nie zastąpią.
Post by Moper
Narazie próbuję kształcić słuch programem,
który każe mi rozpoznać stopień (funkcję) akordu, ale rzecz postępuje
wolno i nie do końca wiem dokąd prowadzi.
Równocześnie trzeba też nabywać świadomości teoretycznej, wtedy
zobaczysz sens tych ćwiczeń.
Post by Moper
Zapytywałem tutaj
http://www.audiostereo.pl/Meloman_a_harmonia_i_modulacje____58237.html
ale odpowiedzi brak.
Deflegmator, doradź :)
Słuchaj nagrań z partyturą w ręku, próbując się nauczyć ich na pamięć.
Tak, byś mógł w wyobraźni odtworzyć cały utwór. Kiedy to osiągniesz -
korzystaj tylko z nut, nie włączając nagrania. Będzie się samo
odtwarzało w głowie, bo mózg skojarzy zapis graficzny ze znanymi ci
dźwiękami. Jest to tylko namiastka czytania partytury - przy nieznanym
utworze będzie dalej problem, ale przyjemność i tak duża. No i nie
przejmuj się tak bardzo kłopotami ze słuchową analizą harmonii.
Zapewniam cię, że bardzo niewielu muzyków bez słuchu absolutnego
potrafiłoby tego naprawdę, tak od ręki, dokonać. Oczywiście, z prostą
muzyką, typu "trzy akordy, darcie mordy" - poradziliby sobie dosyć
łatwo. Szczególnie kiedy sami dorabiają na chałturach. Pewne "patenty"
są od razu rozpoznawalne i wprawny chałturnik bez wiekszego namysłu je
odtworzy. Sonaty "Hammerklavier" nie odtworzy, bez obaw... :D Pewnie
też z tego powodu trochę cię na tym forum zbywali. Głupio im było. ;)



--
Moper
2009-11-27 10:14:37 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Post by Moper
Cóż, też chętnie się dowiem. Jako słuchacz nie zauważyłem tam niczego
szczególnego, odebrałem to po prostu jako krótki wstęp przed drugim
tematem, coś wprowadzającego, coś co być może wykonałby fortepian
pojawiając się po raz pierwszy w koncercie, przed podjęciem głównego
tematu.
Nie można tutaj użyć słowa "wstęp" ze względów formalnych. Jest ono
zarezerwowane dla innych przypadków.
Nie sądzę żeby jakikolwiek formalizm zabronił mi używać zwrotu "wstęp do" do
któregokolwiek kawałka utworu :) Ale niech będzie wprowadzenie.
Przesłuchałem to sobie jeszcze dzisiaj z rana (podziękowania dla sąsiadki,
która na piątek odpuściła remont mieszkania i daje żyć...). Cały ustęp od
tych fanfar (34) do taktu 46 (czy tam 45 i 3/4) odbieram jako wprowadzający,
rozpoczynający się rozpędzeniem zatrzymanej muzyki (ala bieg konia,
kropkowany rytm na basie) - 38, potem wszystko nabiera lekkiego, trochę
frywolnego charakteru, stanowi to przejście od ciężkiej, śmiertelnie
poważnej części poprzedniej do zupełnie innego tematu drugiego. To właśnie
te dwa takty od 44, które wyraźnie wykańczają ten wst... tj. fragment,
zmieniając charakter muzyki.

To z punktu widzenia słuchacza. A że zmiana tonacji akurat na 44 sugeruje
tam coś poważniejszego... i tak w 44 i 45 są różne znaczki.
Post by Deflegmator
Post by Moper
Post by Deflegmator
Post by Moper
nie umiem też wysłyszeć planu tonalnego, próbuję się trochę na to
uczulić
ostatnio. Natomiast rozszyfrowanie harmonii z nut z moją
szybkością ich czytania zajęłoby lata :)
Mimo wszystko z nut jest prościej się tego nauczyć. :)
Słyszeć harmonię, modulacje, plan tonalny? Chętnie dowiem się jak, bo
próbuję tego się nauczyć.
Nie, nie. Niekoniecznie od razu słyszeć. Raczej - rozpoznawać okiem i
rozumem. :) Chociaż pewnego rodzaju wewnętrzne słyszenie również się
przy okazji trochę rozwija. Ale to bardzo trudna umiejętność.
Post by Moper
Chciałbym, porównując do języka, "najpierw słuchać i mówić, a potem
czytać i pisać". Jednak droga wiedzie przez książki, a przez to przez
muzykę zapisaną. Gdyby w książce zamiast zapisu nutowego był przycisk
"odtwórz", chyba nie znałbym nut w ogóle (no, może jeszcze gdyby nie
krótki epizod z chęcią gry na fortepianie).
Książki są konieczne. Gorzej, że nie bardzo jest z czego wybierać. Albo
trafisz na pozycje popularyzatorskie, z których wielkiej wiedzy nie
wyniesiesz, albo na naukowe - zbyt hermetyczne na początek. Niezłe są
podręczniki do szkół muzycznych ale tutaj niezbędny też jest udział
nauczyciela i praktyczne ćwiczenia pod jego kierunkiem. No i smykałka
do takich rzeczy - znam wielu świetnych muzyków - instrumentalistów,
którzy są zupełnie nieporadni przy najprostszej analizie harmonicznej.
Post by Moper
Niemniej chętnie usłyszę wszelkie sugestie odnoście jak nabyć
słyszenie powyższego.
Łatwo nie będzie. Sam chciałbym, żeby mi się w głowie płyta włączała po
otworzeniu nut. :) A tak nie jest, chociaż mam całkiem sensowne
wyobrażenie utworu po zobaczeniu partutury. Mimo to i tak jest ledwie
mglistym cieniem faktycznego brzmienia. Wydaje mi się, że pierwszą,
podstawową rzeczą jest solfeż - czyli umiejętność czytania nut głosem.
To najważniejsze dla wykształcenia elementarnej wyobraźni dźwiękowej -
przecież zaśpiewanie dźwieku musi być poprzedzone jego "stworzeniem" w
umyśle i usłyszeniem go wewnętrznym słuchem. Im więcej ćwiczeń - tym
lepiej. Dobrze też rozwijać słuch pod czyimś kierunkiem - samemu sobie
trudno robić dyktanda... A są one bardzo pomocne. Uczysz się kojarzyć
dźwięk z zapisem - czy to pomagając sobie podśpiewywaniem, czy też, na
dalszym etapie nauki - tylko przy pomocy wewnętrznego słyszenia. Z
braku nauczyciela można też korzystać z komputera. Bawiłem się
programami do kształcenia słuchu i wiem, że moga być pomocne. Dobrego
nauczyciela jednak nie zastąpią.
Post by Moper
Narazie próbuję kształcić słuch programem,
który każe mi rozpoznać stopień (funkcję) akordu, ale rzecz postępuje
wolno i nie do końca wiem dokąd prowadzi.
Równocześnie trzeba też nabywać świadomości teoretycznej, wtedy
zobaczysz sens tych ćwiczeń.
Post by Moper
Zapytywałem tutaj
http://www.audiostereo.pl/Meloman_a_harmonia_i_modulacje____58237.html
ale odpowiedzi brak.
Deflegmator, doradź :)
Słuchaj nagrań z partyturą w ręku, próbując się nauczyć ich na pamięć.
Tak, byś mógł w wyobraźni odtworzyć cały utwór. Kiedy to osiągniesz -
korzystaj tylko z nut, nie włączając nagrania. Będzie się samo
odtwarzało w głowie, bo mózg skojarzy zapis graficzny ze znanymi ci
dźwiękami. Jest to tylko namiastka czytania partytury - przy nieznanym
utworze będzie dalej problem, ale przyjemność i tak duża. No i nie
przejmuj się tak bardzo kłopotami ze słuchową analizą harmonii.
Zapewniam cię, że bardzo niewielu muzyków bez słuchu absolutnego
potrafiłoby tego naprawdę, tak od ręki, dokonać. Oczywiście, z prostą
muzyką, typu "trzy akordy, darcie mordy" - poradziliby sobie dosyć
łatwo. Szczególnie kiedy sami dorabiają na chałturach. Pewne "patenty"
są od razu rozpoznawalne i wprawny chałturnik bez wiekszego namysłu je
odtworzy. Sonaty "Hammerklavier" nie odtworzy, bez obaw... :D Pewnie
też z tego powodu trochę cię na tym forum zbywali. Głupio im było. ;)
Dzięki za porady, zawsze trochę naświetlają. Wprawdzie to co opisujesz to
droga dla muzyka, a ja chcę drogę dla słuchacza amatora, ale jednak ze
świadomością że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć lub przejść inaczej.
Może za 50 lat, kiedy na rynku będą wspaniałe pozycje w formie audio, lub
książki będą multimedialne, miłośnik muzyki pozna z nich wszystkie rodzaje
akordów i sposoby modulacji słysząc tylko, a ani jednej nutki nie widząc.

To nie jest oporność na wiedzę ani lenistwo z mojej strony, tylko jakaś
potrzeba udowodnienia sobie, że słuchanie muzyki nie wymaga jednak studiów.
A całą niezbędną wiedzę i umiejętności - czy to nauka formy, czy rozpoznanie
akordu, tonacji etc. - można wynieść tak samo z czytania jak i słyszenia,
ba, to drugie może być wbrew pozorom bardziej naturalne. Bo jak tu potem
zarazić kogoś muzyką, choćby własną kobietę, kiedy w środku masz świadomość,
że do odebrania tego utworów to trzeba lat...

Ale na chwilę obecną ogrom literatury zmusza do znania nut. Spróbuję
słuchania z partyturą (próbowałem trochę), zamiast solfeżu póki co próbuję
cwiczeń słuchowych w których rozpoznaję który dźwięk zagrano.
Deflegmator
2009-11-27 12:13:47 UTC
Permalink
Post by Moper
Nie sądzę żeby jakikolwiek formalizm zabronił mi używać zwrotu "wstęp
do" do któregokolwiek kawałka utworu :)
Chodzi tylko o to, że profesjonalny język opisu muzyki jest
sformalizowany i pewne pojęcia mają dosyć precyzyjne znaczenie. Nie
można ich użyć w innym kontekście nie popełniając błędu. No ale to od
strony czysto muzykologicznej. Już muzyk-praktyk raczej by miał to
gdzieś, nie mówiąc o słuchaczu-amatorze. I słusznie. ;) Chociaż to
muzykologiczne sformalizowanie też bardzo różnie wygląda. W
poszczególnych ośrodkach używa się czasem trochę odmiennego aparatu
pojęciowego. I się panowie naukowcy porozumieć nie potrafią... :) Nie
mówiąc o różnicy między muzykologią niemiecką i anglojęzyczną. To już
jest kosmos.


Ale niech będzie
Post by Moper
wprowadzenie. Przesłuchałem to sobie jeszcze dzisiaj z rana
(podziękowania dla sąsiadki, która na piątek odpuściła remont
mieszkania i daje żyć...). Cały ustęp od tych fanfar (34) do taktu 46
(czy tam 45 i 3/4) odbieram jako wprowadzający, rozpoczynający się
rozpędzeniem zatrzymanej muzyki (ala bieg konia, kropkowany rytm na
basie) - 38, potem wszystko nabiera lekkiego, trochę frywolnego
charakteru, stanowi to przejście od ciężkiej, śmiertelnie poważnej
części poprzedniej do zupełnie innego tematu drugiego. To właśnie te
dwa takty od 44, które wyraźnie wykańczają ten wst... tj. fragment,
zmieniając charakter muzyki.
Dla mnie cały ten drugi temat jest jakiś niewyraźny, trochę
bezkształtny. Może to właśnie tłumaczy wprowadzenie trzeciego tematu w
epilogu? Może pojawia się ze względów dramaturgicznych? Czymś trzeba
było zrównoważyć to wyładowanie energii z początku...
Post by Moper
To nie jest oporność na wiedzę ani lenistwo z mojej strony, tylko
jakaś potrzeba udowodnienia sobie, że słuchanie muzyki nie wymaga
jednak studiów.
Pewnie, że nie wymaga. :) Muzyka ma cieszyć i zachwycać przede
wszystkim. Do jej odczuwania nie potrzeba w ogóle wykształcenia
muzycznego. Trzeba mieć tylko odpowiednią wrażliwość i to raczej o jej
rozwój należy zadbać. Ale to chyba oczywiste jest. Natomiast jesli się
chce zrozumieć, jak ta muzyka wygląda "od środka", to już niestety
trochę wiedzy trzeba liznąć. A samemu może być trudno, zwłaszcza w
Polsce, gdzie brakuje dobrej literatury dla miłośników muzyki a i
szkolnictwo ogólne traktuje muzykę zupełnie na odwal. Zwłaszcza teraz,
po różnych dziwnych reformach... :( Podobno w Szwajcarii dzieci uczą
się muzyki jeszcze przed nauką ojczystego języka. A u nas - szkoda
gadać...




--
Moper
2009-11-27 18:53:46 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Słuchaj nagrań z partyturą w ręku, próbując się nauczyć ich na pamięć.
Tak, byś mógł w wyobraźni odtworzyć cały utwór. Kiedy to osiągniesz -
korzystaj tylko z nut, nie włączając nagrania. Będzie się samo
odtwarzało w głowie, bo mózg skojarzy zapis graficzny ze znanymi ci
dźwiękami.
Zapamiętać utwór mogę i bez partytury, to się robi jakoś samo. Ucząc się
kiedyś amatorsko (a jakże) fortepianu, zauważyłem że ludzie są albo z tych,
którzy łatwiej czytają nuty "a vista", ale mają kłopoty z zapamiętaniem
utworu i muszą nad tym pracować i na tych, którym pamiętanie przychodzi samo
i w ten sposób pracują nad utworem, mając go w pamięci. A z czytaniem
gorzej, bo i ta umiejętność rzadziej używana, tylko do zapamiętania. Więc ja
z tych drugich...

Natomiast mam pytanie do samego słuchania z partyturą w ręku. O ile mogę
sobie wyobrazić, że zapisana nuta będzie kojarzyła się z danym dźwiękiem,
sekwencja nut z sekwencją dźwięków, a zapisana fraza z zagraną - wszystko od
samego słuchania ze śledzeniem nut, to trudno mi sobie wyobrazić że taka
metoda działa jeśli weźmiemy jeszcze do tego różne tonacje. Wtedy ten sam
zapis - czyli ten sam wygląd dla wzrokowca - ma inne znaczenie. Jak to
rozwiązać - ograniczyć się do jednej tonacji (na początku)? Czy czytać
wszystko transponując w myślach?
Deflegmator
2009-11-27 23:54:47 UTC
Permalink
Post by Moper
Natomiast mam pytanie do samego słuchania z partyturą w ręku. O ile
mogę sobie wyobrazić, że zapisana nuta będzie kojarzyła się z danym
dźwiękiem, sekwencja nut z sekwencją dźwięków, a zapisana fraza z
zagraną - wszystko od samego słuchania ze śledzeniem nut, to trudno
mi sobie wyobrazić że taka metoda działa jeśli weźmiemy jeszcze do
tego różne tonacje. Wtedy ten sam zapis - czyli ten sam wygląd dla
wzrokowca - ma inne znaczenie.
Tyle, że nie jest to ten sam zapis. Przy kluczu są inne znaki przecież.
Patrzenie na znaki przykluczowe powinno być odruchem - rzeczą, od
której w ogóle zaczynasz patrzenie na nuty. Koniecznie trzeba też znać
koło kwintowe.



Jak to rozwiązać - ograniczyć się do
Post by Moper
jednej tonacji (na początku)? Czy czytać wszystko transponując w
myślach?
Na początku w ogóle może lepiej zacząć do prostszych rzeczy. Próbuj też
różnych eksperymentów ze słuchem wewnętrznym - na przykład wyobrażając
sobie różne interwały. Wcale nie takie to łatwe. W dalszej nauce
fajnie by było też słuchać z partyturą jakichś krótkich dwugłosowych
utworów polifonicznych - dajmy na to inwencji Bacha. Jak się ich
nauczysz na pamięć, próbuj odtwarzać sobie w głowie obydwa głosy
możliwie najdokładniej. Będzie trudno, ale jak się uda - osiągniesz
duży sukces. Pomagaj sobie skupiając się głównie na głosie dolnym.
Górny sam "wpada w ucho".

--
Moper
2009-11-28 23:35:32 UTC
Permalink
Post by Deflegmator
Jak to rozwiązać - ograniczyć się do
Post by Moper
jednej tonacji (na początku)? Czy czytać wszystko transponując w
myślach?
Na początku w ogóle może lepiej zacząć do prostszych rzeczy. Próbuj też
różnych eksperymentów ze słuchem wewnętrznym - na przykład wyobrażając
sobie różne interwały. Wcale nie takie to łatwe. W dalszej nauce
fajnie by było też słuchać z partyturą jakichś krótkich dwugłosowych
utworów polifonicznych - dajmy na to inwencji Bacha. Jak się ich
nauczysz na pamięć, próbuj odtwarzać sobie w głowie obydwa głosy
możliwie najdokładniej. Będzie trudno, ale jak się uda - osiągniesz
duży sukces. Pomagaj sobie skupiając się głównie na głosie dolnym.
Górny sam "wpada w ucho".
Popróbuję. dzięki za pomoc.
Mateusz Papiernik
2009-11-21 22:44:31 UTC
Permalink
w publicznym ekscytowaniu sie. We wtorek sluchalem Murray'a Perahia i
Gdzie? Gdzie? Gdzie??? Ja tez chce! :)

Swoja droga, Perahia moglby sie streszczac ze swoja edycja sonat
Beethovena wydawana przez Henlego, bo w tym tempie to do emerytury nie
bede w stanie kupic pelnego wydania... jestem juz bliski zamowienia
dotychczasowej wersji edytowanej przez Wallner.
--
Mateusz Papiernik, Maticomp Webdesign
Projektowanie i realizacja witryn WWW
***@maticomp.net, http://www.maticomp.net
"One man can make a difference" - Wilton Knight
2late
2009-11-21 23:59:54 UTC
Permalink
Post by Mateusz Papiernik
Swoja droga, Perahia moglby sie streszczac ze swoja edycja sonat
Beethovena wydawana przez Henlego, bo w tym tempie to do emerytury nie
bede w stanie kupic pelnego wydania... jestem juz bliski zamowienia
dotychczasowej wersji edytowanej przez Wallner.
Apropos, nie jestem specjalista od Beethovena wiec jest okazja zapytac:
Ktore nagranie wybrac?

Pozdrawiam
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
Mateusz Papiernik
2009-11-22 10:30:43 UTC
Permalink
Post by 2late
Ktore nagranie wybrac?
Sonat? Trudno powiedziec, nie ma jednej slusznej drogi. Mam kompletne
wydanie Ashkenazy'ego, Gilelsa i Jeno Jando. Z kompletnych zdecydowanie
najbardziej lubie to ostatnie. Mam tez pojedyncze wydania Kempffa i
Brendela - moim zdaniem to sa jedne z tych, ktore slusznie nazywa sie
Musze-Miec, choc niezawsze zgadzam sie z interpretacja ;) Obaj byli
wielkimi interpretatorami Beethovena.

Komplet nagral tez Andras Schiff, razem z fantastycznymi wykladami na
temat sonat (dla tych, ktorzy trawia angielski -
http://music.guardian.co.uk/classical/page/0,,1943867,00.html) - ale nie
mialem przyjemnosci sie z jego wykonaniami blizej zapoznac.

No i disklajmer: tez zdecydowanie NIE jestem specjalista od Beethovena.
--
Mateusz Papiernik, Maticomp Webdesign
Projektowanie i realizacja witryn WWW
***@maticomp.net, http://www.maticomp.net
"One man can make a difference" - Wilton Knight
2late
2009-11-22 17:42:19 UTC
Permalink
Post by Mateusz Papiernik
Post by 2late
Ktore nagranie wybrac?
Sonat? Trudno powiedziec, nie ma jednej slusznej drogi. Mam kompletne
wydanie Ashkenazy'ego, Gilelsa i Jeno Jando. Z kompletnych zdecydowanie
najbardziej lubie to ostatnie. Mam tez pojedyncze wydania Kempffa i
Brendela - moim zdaniem to sa jedne z tych, ktore slusznie nazywa sie
Musze-Miec, choc niezawsze zgadzam sie z interpretacja ;) Obaj byli
wielkimi interpretatorami Beethovena.
Czyli musze cos dla siebie odkryc. Mam nawet nie wiem jakie wydanie i
kiedys slyszalem ze dwa inne - mowie o tych najbardziej znanych sonatach -
i obowiazuje stara zasada, prawdziwe dzielo sztuki na prawde trudno zepsuc.
Wlaczam to sobie raz na jakis czas, nieregularnie, wiec dopoki nie mam
wiekszej potrzeby, pozostane jednak przy tym co mam.
Dzieki.

Pozdrawiam
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
Marek Krukowski
2009-11-25 14:44:22 UTC
Permalink
Post by 2late
Post by Mateusz Papiernik
Swoja droga, Perahia moglby sie streszczac ze swoja edycja sonat
Beethovena wydawana przez Henlego, bo w tym tempie to do emerytury nie
bede w stanie kupic pelnego wydania... jestem juz bliski zamowienia
dotychczasowej wersji edytowanej przez Wallner.
Ktore nagranie wybrac?
Absolutnie poza konkurencją jest, jak sądzę, Ronald Brautigam, ale nagrał
dopiero 25 sztuk. Na instrumentach z mniej więcej epoki, co jest warunkiem
koniecznym, z całych cykli jest tylko przyzwoity Badura-Skoda i Bilson z
uczniami. To ostanie podobno świetne, ale nie łatwo zdobyć - ja nie
słyszałem.

Z nagrań na fortepianie nowoczesnym polecam Friedricha Guldę z 1968. Nie do
końca interesuje się trafianiem w sedno, ale czarująco umie czarować Gilels
(ale zabrakło mu kilku sztuk do kompletu). Dwa Kempffy są znośne, ale dość
blade. Brendela słyszałem tylko 3 ostatnie sonaty i byłem poważnie
znudzony, a to duże osiągnięcie znudzić mnie tymi utworami. Nie rzucxiło
mnie na kolan też tych kilka sonat Arrau, które miałem okazję słyszeć.
Schnabla jeszcze nie słuchałem.

marek krukowski
2late
2009-11-25 18:19:11 UTC
Permalink
Post by Marek Krukowski
Absolutnie poza konkurencją jest, jak sądzę, Ronald Brautigam, ale nagrał
dopiero 25 sztuk. Na instrumentach z mniej więcej epoki, co jest warunkiem
koniecznym, z całych cykli jest tylko przyzwoity Badura-Skoda i Bilson z
uczniami. To ostanie podobno świetne, ale nie łatwo zdobyć - ja nie
słyszałem.
Z nagrań na fortepianie nowoczesnym polecam Friedricha Guldę z 1968. Nie do
końca interesuje się trafianiem w sedno, ale czarująco umie czarować Gilels
(ale zabrakło mu kilku sztuk do kompletu). Dwa Kempffy są znośne, ale dość
blade. Brendela słyszałem tylko 3 ostatnie sonaty i byłem poważnie
znudzony, a to duże osiągnięcie znudzić mnie tymi utworami. Nie rzucxiło
mnie na kolan też tych kilka sonat Arrau, które miałem okazję słyszeć.
Schnabla jeszcze nie słuchałem.
Dzieki. Zarchiwizuje sobie watek i jak znajde czas i najdzie mnie ochota na
posluchanie, na pewno skorzystam z tych rekomendacji. Bo poki co, dorwalem
nowego Jacobsa - Idomeneo i odwczoraj roprzestrzenil sie po moich
wszystkich odtwarzaczach. ;)

Pozdrawiam
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
Marek Krukowski
2009-11-26 12:05:10 UTC
Permalink
Post by 2late
Bo poki co, dorwalem
nowego Jacobsa - Idomeneo i odwczoraj roprzestrzenil sie po moich
wszystkich odtwarzaczach. ;)
Wyobrażam sobie. Ja póki co z jacobsowego Mozarta znam tylko symfonie D i C
i jestem pod wielkim wrazeniem. Minkowski, który bardzo mi się wcześniej
podobał, wydał mi się w porównaniu z tym pierdołowatym dziadygą.


marek krukowski
2late
2009-11-27 20:10:56 UTC
Permalink
Post by Marek Krukowski
Post by 2late
Bo poki co, dorwalem
nowego Jacobsa - Idomeneo i odwczoraj roprzestrzenil sie po moich
wszystkich odtwarzaczach. ;)
Wyobrażam sobie. Ja póki co z jacobsowego Mozarta znam tylko symfonie D i C
i jestem pod wielkim wrazeniem. Minkowski, który bardzo mi się wcześniej
podobał, wydał mi się w porównaniu z tym pierdołowatym dziadygą.
Wystarczy spojrzec jak na przestrzeni kilku osttanich lat wymienia sie
dyrygentow u ktorych grali poszczegolni artysci. Mam na mysli
spiewakow/czki. Dzis Jacobsa wymienia sie na pierwszym, badz drugim miejscu
i bynajmniej nie jest to kolejnosc alfabetyczna. Jest gosc dobry, widzialem
to od zawsze. :-)
--
2late Outspace Communication Inc. 1999*2009 (R)
Stupidity, like virtue, is its own reward
Moper
2009-11-27 08:48:37 UTC
Permalink
Post by Marek Krukowski
Post by 2late
Post by Mateusz Papiernik
Swoja droga, Perahia moglby sie streszczac ze swoja edycja sonat
Beethovena wydawana przez Henlego, bo w tym tempie to do emerytury nie
bede w stanie kupic pelnego wydania... jestem juz bliski zamowienia
dotychczasowej wersji edytowanej przez Wallner.
Ktore nagranie wybrac?
Absolutnie poza konkurencją jest, jak sądzę, Ronald Brautigam, ale nagrał
dopiero 25 sztuk. Na instrumentach z mniej więcej epoki, co jest warunkiem
koniecznym, z całych cykli jest tylko przyzwoity Badura-Skoda i Bilson z
uczniami. To ostanie podobno świetne, ale nie łatwo zdobyć - ja nie
słyszałem.
Z nagrań na fortepianie nowoczesnym polecam Friedricha Guldę z 1968. Nie do
końca interesuje się trafianiem w sedno, ale czarująco umie czarować Gilels
(ale zabrakło mu kilku sztuk do kompletu). Dwa Kempffy są znośne, ale dość
blade. Brendela słyszałem tylko 3 ostatnie sonaty i byłem poważnie
znudzony, a to duże osiągnięcie znudzić mnie tymi utworami. Nie rzucxiło
mnie na kolan też tych kilka sonat Arrau, które miałem okazję słyszeć.
Schnabla jeszcze nie słuchałem.
Ja dodam kilka słów. Mam komplety Gilelsa i Kempffa, przy czym Kempffa od
niedawna i właściwie to słuchałem tylko kilku fragmentów. Generalnie Kempff
jest poważany, więc nie musisz go tak od razu odrzucać. Do zainteresowania
się (wcześniej miałem 2xCD, chyba "Late Piano Sonatas" na DG i jakoś mi się
nie podobało) skłonil mnie ten fragment:



Gilels jest wspaniały, bardzo chłodne i wyważone granie i to
chratakterystyczne dla Gilelsa - wydaje po tym co słyszałem - dbanie o nutki
basowe i wyciąganie na wierzch zapisanych tam melodii, które inaczej często
by umkły. Słychać to chociażby w dyskutowanej tutaj Hammerklavier tuż przed
drugim tematem.

Jakość nagrania pierwszorzędna, duża rozpiętość dynamiczna, jeśli więc
słuchacz na sprzęcie mobilnym lub tylko wieczorami po cichu, to bywa
kłopot..

Gilels poważa powtórzenia (ekspozycja grana dwa razy), Kempff natomiast nie,
co mi np. nie odpowiada.

Co do Schnabla, coś tam mam ale też czeka sobie. Ale dodam, że polecane są
masteringi z PEARL, jako zrobione fachowo, ale szumiące. Natomiast stanowczo
odradzane EMI, odszumione mocno ale brutalnie. Jest ich więcej, najlepiej
jeśli po opinie skonsultujesz amazon.com.
Mateusz Papiernik
2009-11-27 14:37:02 UTC
Permalink
Post by Moper
http://youtu.be/LfjD-DQ5REk
Mnie swego czasu również - słyszałem bardzo, bardzo dużo wykonań sonaty
Tempest, a jednak do tego wykonania zawsze wracam.
--
Mateusz Papiernik, Maticomp Webdesign
Projektowanie i realizacja witryn WWW
***@maticomp.net, http://www.maticomp.net
"One man can make a difference" - Wilton Knight
Dobiasz
2009-11-23 14:41:40 UTC
Permalink
Post by Moper
Post by Dobiasz
Post by bans
Wasza znajomość zasad rzadzących usenetem jest rozczulająca...
A wnioskujesz o niej na podstawie czego mianowicie?
Pewnie chodzi o to, że grupy się nie zamyka, tak jak forum www które
straciło zainteresowanie.
Ale ja wiem, że się nie zamyka. Jak mówię "powinno się rozgonić PZPN na
cztery wiatry" to przecież wcale nie znaczy, że wierzę w takš możliwoœć.

D.
Kontynuuj czytanie narkive:
Loading...